Na początku była Delia

Zanim Nigella zaczęła oblizywać palce, Jamie - przyrządzać dania we własnym ogródku, a Gordon - rozstawiać kucharzy po kątach, w brytyjskiej telewizji nad garnkami niepodzielnie panowała Delia Smith. Dla wielu pozostanie na zawsze pierwszą damą brytyjskiego gotowania

Kiedy w 1998 r. Delia Smith użyła w programie ciężkiej aluminiowej patelni do przygotowania "idealnego" omletu, sprzedaż patelni z 200 sztuk rocznie skoczyła do 110 tys. (a sprzedaż jajek o 10 proc.). Kiedy użyła szalotki, jej sprzedaż poszybowała o 2000 proc. (to nie jest literówka). Podobnie było z żurawiną, kolendrą, solą morską czy kamieniami do pizzy, a nawet z gotową mieszanką do ciasta Delia's Classic Christmas Cake, której w listopadzie zeszłego roku sprzedano 56 ton (!). Zjawisko to, zwane "efektem Delii", trafiło już nawet do słowników.

70-letnia Delia Smith od 40 lat rządzi kulinarną wyobraźnią Brytyjczyków. Mając na koncie 21 mln sprzedanych książek kucharskich, nie boi się konkurencji. Nawet jeśli zamiast gotować, woli wydawać majątek na pierwszoligowy klub piłkarski Norwich City FC.

Delia nie wie, czego chce

Ciekawe, że jedna z najbogatszych i najbardziej wpływowych kobiet Wielkiej Brytanii nie ma wykształcenia. Urodzona w 1941 roku córka radiooperatora RAF-u pierwsze wspomnienie z dzieciństwa ma związane z kuchnią - podczas nalotów spała w kredensie pod schodami. Do nauki głowy nie miała i w wieku 16 lat opuściła szkołę - bez dyplomu i bez kwalifikacji. Jeśli zdarza jej się mówić o tym, czego w życiu żałuje, właśnie to wymienia jako jedną ze swoich porażek. Na pocieszenie dostaje rozmaite honorowe dyplomy od angielskich uczelni...

Szukając swojego miejsca na ziemi, zostaje najpierw fryzjerką, potem sprzedawczynią i pracownicą biura podróży; dorabia też, reklamując kostiumy kąpielowe.

Delia w swingującym Londynie

Na początku lat 60. w Londynie Delia trafia do małej restauracji The Singing Chef specjalizującej się w tradycyjnej kuchni francuskiej. Smakuje jej, zaczyna przychodzić regularnie. Tutaj poznaje chłopaka imieniem Louis. Nie mogąc znieść zachwytów nad kulinarnymi umiejętnościami jego poprzedniej dziewczyny uczącej się w Le Cordon Bleu, Delia postanawia nauczyć się gotować. W kuchni restauracji najpierw zmywa, potem pod okiem szefa próbuje przygotowywać pierwsze dania. W wolnych chwilach chodzi do czytelni British Museum i szuka tam dawnych angielskich przepisów; wypróbowuje je na rodzinie, u której mieszka. Zaczyna pisać, jednocześnie pracując przy gotowaniu jedzenia do sesji zdjęciowych.

Delia i jajko

To jeden z fotografów podsuwa jej pomysł, by wydała książkę kucharską, i przedstawia ją agentce literackiej Deborah Owen. A ta właśnie przyjechała do Anglii z Nowego Jorku ze świeżo poślubionym mężem, któremu nie potrafiła przygotować ulubionych jajek. Delia radzi, żeby najpierw w misce z zimną wodą sprawdziła, czy jajka są świeże. Rada okazuje się zbawienna, a Deborah uznaje, że Delia może uratować małżeńskie szczęście nie tylko jej samej.

W 1969 roku agentce udaje się zainteresować Delią dziennik "Daily Mirror". Pierwsze przepisy jej nowej rubryki kulinarnej to pasta z wędzonego śledzia, wołowina w piwie i sernik.

Jajko pojawia się znów w biografii Delii w 1998 roku. W kolejnym programie kulinarnym pokazuje, jak je prawidłowo ugotować. Szef kuchni Gary Rhodes uznaje wtedy, że obraża w ten sposób inteligencję widzów. Ale 11 lat później gotowane jajka trafiają do sprzedaży w brytyjskich supermarketach. Więc kto tu kogo obraża? Zwłaszcza że Delia jajka traktuje bardzo poważnie, nazywając je "dziełami sztuki".

Delia na rockowo

W tym samym roku, w którym Delia dostaje pracę w gazecie, w sklepach muzycznych pojawia się jeszcze jedno jej dzieło - płyta "Let It Bleed" Rolling Stonesów. To ona upiekła ciasto, którego zdjęcie jest na okładce albumu.

Tymczasem Delia i Michael Wynn-Jones, wicenaczelny "Daily Mail", któremu Delia wpadła w oko, kupują mały XVII-wieczny wiejski domek w hrabstwie Surrey. W 1971 roku biorą ślub. Okazuje się, że z Michaelem nie mogą mieć dzieci. - To było nieszczęście - powie później, ale też trzeźwo doda: - Może było to jednym z powodów, dlaczego odniosłam taki sukces. Sądzę, że gdybym miała rodzinę, w stu procentach poświęciłabym się roli matki. Do dziś Delia i Michel są zgodnym małżeństwem i mimo że warci są razem blisko 30 mln funtów, nie zmienili miejsca zamieszkania.

Również w 1971 roku Delia wydaje swoją pierwszą książkę kucharską z odważnym, ale chwytliwym tytułem "How to Cheat at Cooking". W środku było dokładnie to, co obiecywał tytuł - przepisy na proste potrawy, które może przygotować każdy bez zbędnego zamieszania i niedogodności. Prawie 30 lat później wyda jej kolejną wersję.

Delia z okienka

Nadal prowadzi kolumnę o gotowaniu, ale przenosi się do "Evening Standard", a następnie do "Radio Times". Jednak jej prawdziwa kariera toczy się w telewizji. Zaczyna w 1973 roku programem "Family Fare" (Rodzinny posiłek) w BBC One. Ale to następny - pt. "Delia Smith's Cookery Course" (Kurs gotowania Delii Smith) - uczyni z niej narodowy skarb. Brytyjczycy będą przypatrywać się uważnie, jak gotuje spaghetti albo zapiekankę z klopsikami. A potem spróbują sami zrobić coś takiego w domu.

Dziś, przyzwyczajeni do ekspansywnych gotujących osobowości, oglądamy te programy ze zdziwieniem - są wyłącznie serią prostych instrukcji prezentowanych przez drobną brunetkę w niemodnej sukience. Ale wtedy wywołały rewolucję. A Delia, która - paradoksalnie - nigdy nie przepadała za gotowaniem przed kamerą (bo trzeba mówić, gotować i patrzeć w kamerę jednocześnie), została wyrocznią. - Nigdy, przenigdy nie chciałam, żeby to był program o mnie. To zawsze miało być dla widza. Z przesłaniem: "Potrafisz to zrobić, pokażę ci, jakie to proste" - mówi. Jeśli tylko będziesz się trzymać tego, co mówi Delia, nie może ci się nie udać. Ot, cała jej filozofia.

Delia nie znosi krytyki

Jeszcze w latach 70. pewien widz poskarżył się, że się rozchorował po zjedzeniu przygotowanego według jej przepisu chilli con carne. Z pomocą naukowca, specjalisty od żywności, z którym jej mąż grywał w krykieta, Delia przygotowała danie w warunkach laboratoryjnych. Okazało się, że widz użył złego naczynia, w którym fasola rzeczywiście nie ugotowała się tak, jak powinna. Delia triumfowała - trzeba było jej słuchać! Z czasem pojawiło się coraz więcej konkurentów. Rywale zaczęli traktować ją z góry. Nie tylko wspomniany Gary Rhodes. Egon Ronay stwierdził, że "przyjęła w gotowaniu pozycję misjonarską". Antony Worrall Thompson raz nazwał ją kuchennym Volvo, co jednak można uznać za komplement. Ostatnim z listy jej "wrogów" jest Gordon Ramsay, który nową wersje książki "How to Cheat at Cooking" z 2008 roku uznał za obrazę dla sztuki kulinarnej. Ale o tym za chwilę. Z Delią jednak nie ma co zadzierać. Bo nieważne, co mówią krytycy - naród wciąż wierzy, że jej przepisy zawsze się udają.

Delia szokuje

Najsłynniejsza brytyjska telewizyjna kucharka nie ma dobrego zdania o gotujących na ekranie gwiazdach. Ani o współczesnych szefach kuchni i restauracyjnym jedzeniu. Może przemawia przez nią zazdrość, bo Nigella Lawson, Jamie Oliver czy Gordon Ramsay zrobili międzynarodowe kariery, podczas gdy ona znana jest tylko na Wyspach. A może ma rację?

Na początku XXI wieku przeszła na telewizyjna emeryturę, ale w 2008 roku nie wytrzymała i wróciła. - To był zamknięty rozdział, aż pewnego dnia obejrzałam nowy program kulinarny, w którym całkowicie brakowało realizmu - mówi. Postanowiła uwolnić Brytyjczyków od - jak mówi - programów, które zmieniły się w rozrywkowe, od tyranii organicznych produktów koniecznie kupionych u małych lokalnych dostawców i od telewizyjnych kucharzy, których zwykli śmiertelnicy nie mają szansy naśladować. Postanowiła wrócić, żeby pomóc tym, którzy nie mają czasu, oraz tym, którzy nie potrafią gotować - z pomocą puszek i m.in. mrożonego purée ziemniaczanego... W książce i programie "How to Cheat at Cooking" pokazuje np. mussakę z puszkowanej cielęciny z Marksa & Spencera oraz mrożonych plastrów grillowanego bakłażana z Asdy czy zapiekankę pasterską z tłuczonymi ziemniakami cioci Bessie, która nie jest prawdziwą ciocią, ale marką mrożonek. Dla wielu to herezja, zwłaszcza w czasach, gdy pozostali kucharze usilnie namawiają na kurczaki z ekologicznej hodowli i świeży organiczny szpinak oraz jajka z wolnego chowu. Ale Delia nie należy do wyznawców organicznych produktów, za to od zawsze darzy szacunkiem zamrażarkę. I zawsze robi to, co sama uważa za stosowne.

Delia filozofuje

Na zaczepki i obraźliwe komentarze odpowiada wprost: - Wciąż uważam, że nie ma nic przyjemniejszego, niż spędzić cały dzień w kuchni, gotując przy włączonym radiu, uwielbiam to. Ale są ludzie, którzy prowadzą zupełnie inne życie - dla nich podstawowe pytanie brzmi: "Skąd dziś zamawiamy?". Więc uważam, że moje podejście jest rewolucyjne - pozwala jeść dobrze i urozmaicenie, a przygotować dania szybko. Może nie są wykwintne, ale i tak lepsze niż większość tych na wynos i nawet ośmielę się powiedzieć, że niż większość tych z restauracji. W kraju, który dzierży niechlubny europejski rekord otyłości i w którym kilka lat temu mieszkańcy wydali więcej na jedzenie na wynos niż na gotowanie w domu, taka postawa jest racjonalna.

Delia ze zwyczajności uczyniła cnotę.

Delia ratuje Boże Narodzenie

Poza tym bez Delii nie byłoby Bożego Narodzenia. A przynajmniej bożonarodzeniowego klimatu i jedzenia. Od 1990 roku, kiedy po raz pierwszy wyemitowano "Delia Smith's Christmas", jest najważniejszą telewizyjną kucharką, która pomaga Brytyjczykom zmierzyć się z wielkim zadaniem świątecznego gotowania. Jej książka o tym samym tytule sprzedała się w ponad 1,5 mln egzemplarzy, a BBC powtarzało program co roku przez lata, dopóki w roku 2009 Delia nie przygotowała nowej wersji. Po czym zszokowała wszystkich po raz kolejny, mówiąc, że chętnie wyjechałaby gdzieś na święta i kogoś innego postawiła przy garach. Ale i to zostało jej wybaczone.

Delia ratuje piłkę nożną

W 1969 roku przyszły mąż, zapalony kibic klubu piłkarskiego Norwich City FC, zabrał Delię na mecz na Carrow Road. - To były czasy, kiedy na stadionie się stało. Zakochałam się w tym - wspomina. Kupiła karnet na cały sezon, potem na kolejny i kolejny. W 1996 roku, kiedy klub popadł w finansowe tarapaty, wspólnie z mężem zainwestowali milion funtów i zostali jego udziałowcami. Z czasem kupowali więcej udziałów i dziś mają większość. Podobno utopili w ukochanej drużynie 12 mln funtów. Delia porównuje tę inwestycje do zgarnięcia banknotów na wielki stos i podpalenia ich. Ale Norwich jest dziś w pierwszej lidze, w bezpiecznym środku tabeli. Delia angażuje się w prowadzenie zespołu, nawet w decyzje o zatrudnieniu trenera, ale najbardziej widać to w... jedzeniu. Na terenie stadionu jest sześć restauracji, z których dwie otwarte są dla wszystkich (jedna z nich nazywa się - oczywiście - Delia's). Przynoszą klubowi prawie milion funtów dochodu. Tyle, żeby kupić porządnego piłkarza. - Choć na jego pensję to już nie wystarczy - dodaje Delia.

Dla kibiców zrobi wiele, ponoć czasem zasiada z nimi na trybunach w czasie meczu. A w 2005 roku stała się sensacją dnia, kiedy w przerwie przegrywanego meczu z Manchesterem City przez mikrofon wzywała "dwunastego zawodnika", żeby pomógł drużynie. Filmik z tego incydentu wciąż jest jednym z najchętniej oglądanych jej występów na YouTubie. Wielu uważa, że Delia była wtedy wstawiona. Ona zaprzecza. Kibice, którzy wtedy zareagowali na jej apel chłodno, dziś ją za niego kochają. I wciąż zaczepiają na stadionie, pytając np., jak ugotować marchewkę. Albo doradzają, jakiego piłkarza sprowadzić do drużyny.

Delia ratuje dusze

Nie mając dzieci, a mając mnóstwo pieniędzy, swoje życie Delia poświęciła trzem sprawom - jedzeniu, Norwich City FC i wierze. W Wielkiej Brytanii znani ludzie raczej nie opowiadają o swojej religijności, ale Delia nigdy się nie waha. - Kompletnie, całkowicie, zupełnie wierzę. To ogromna część tego, kim jestem. Wszyscy mówią, że moje przepisy działają. A ja wiem, że Bóg działa! - mówi uznana swego czasu przez katolicki tygodnik "The Tablet" za jedną z dziesięciorga najbardziej wpływowych katolików na Wyspach.

Ochrzczona w kościele anglikańskim nie była religijna, dopóki przyjaciel, który później został księdzem, nie zabrał jej na katolicką mszę. Miała 22 lata, msza była po łacinie, nic nie rozumiała. - Nie byłam pewna, czy wiedziałam, co się dzieje przy ołtarzu, ale wiedziałam, że to było prawdziwe. Wierzę, że wszyscy mamy tę zdolność rozpoznawania prawdy, kiedy się na nią natkniemy, więc zaczęłam chodzić na msze - wspomina. Chodzi na nie codziennie, napisała kilka książek o swojej wierze, interesuje się sprawami Kościoła i z zapałem czyta papieskie encykliki, nawet jeśli bywają "nieco przegadane". Nie lubi jednak etykietki "świętej Delii", którą próbują jej przykleić. Mówi, że nie jest doskonała, bywa egoistyczna i szybciej mówi, niż myśli, więc zdarza jej się ranić ludzi.

Chciałaby jednak dzielić się swoją wiarą tak, jak kiedyś dzieliła się kulinarnymi sztuczkami. - Potrafię dotrzeć do ludzi, którzy chcieliby gotować, ale sądzą, że to za trudne. Uważam, że podobnie jest z duchowością. Tym, którzy jej pragną, chciałabym pomóc wskazać właściwy kierunek - mówi. Czy następny krok to Delia misjonarka?

Więcej o:
Copyright © Agora SA