Domowa bogini w tłuszczu

Promiennie uśmiechnięta, seksowna kucharka w nieodłącznym kolorowym sweterku pokazuje światu, że gotowanie może być nie tylko przyjemne, ale i zmysłowe. I że jedzenie jest czymś, z czego należy czerpać przyjemność, a nie poczucie winy. Pod tą piękną fasadą kryje się jednak sporo smutku. Życie Nigelli Lawson nie zawsze było usłane różami

Po ciężkim dniu szef personelu Białego Domu, czyli prawa ręka amerykańskiego prezydenta, planuje spokojny wieczór. Asystentka śmieje się, że będzie pewnie oglądał program kulinarny. - To nie jest zwyczajny program kulinarny. Jest bardzo relaksujący. A ta kobieta jest idealna - broni się polityk. - Dla mnie to soft porno. Nie trzeba aż tak wmasowywać oliwy czosnkowej w jagnięcy udziec - odpowiada asystentka.

Ta rozmowa nie odbyła się w prawdziwym Białym Domu, ale w serialu "Prezydencki poker". Pokazuje jednak jasno, jak ważną, wpływową i podziwianą postacią jest Nigella Lawson , brytyjska dziennikarka, kucharka, autorka książek kulinarnych i programów o gotowaniu, matka, żona i domowa bogini, która nie lubi swojego przydomka.

Biedna bogata dziewczynka

- Nie jestem szefem kuchni. Nie jestem nawet wyszkolonym czy profesjonalnym kucharzem. Moje kwalifikacje biorą się z tego, że jestem zjadaczem. Gotuję to, co mam ochotę zjeść - bez ograniczeń - napisała Nigella Lawson we wstępie do swojej pierwszej książki "How To Eat" z 1998 r.

Nigella jest dziennikarką, która pisała recenzje książek i recenzje restauracji. Z wykształcenia lingwistka, studiowała w Oksfordzie. Jest córką wpływowego konserwatywnego polityka Nigela Lawsona, który w rządzie Margaret Thatcher był ministrem finansów. Jej mama odziedziczyła fortunę zarobioną na sieci delikatesów i sklepów specjalistycznych z kawą i herbatą.

To mama nauczyła ją gotować. Choć właściwie nie uczyła. - Po prostu stawiała mnie na stołku przy kuchence i mówiła: "mieszaj". Była utalentowaną kucharką, eksperymentowała. Właśnie od niej nauczyłam się polegania na instynkcie. I do dziś uważam, że to jedyny sposób, w jaki można gotować. Dopiero jako nastolatka odkryłam, że większość ludzi gotuje, posługując się przepisami z książek - mówi autorka ośmiu i właścicielka ponad 3,5 tys. książek kucharskich.

W dzieciństwie relacje Nigelli z rodzicami i ze światem były skomplikowane. Rodzice byli młodzi i bardziej zainteresowani sobą niż dziećmi. - Przynajmniej było nas czworo, a duże rodziny są dobre - masz z kim pogadać o tym, jak bardzo nienawidzisz rodziców, zamiast to w sobie dusić - mówi Nigella. W ciągu dziewięciu lat nauki dziewięć razy zmieniała szkołę. - Byłam trudna, uciążliwa, dobra w nauce, ale niegrzeczna i jak sądzę, zbyt nerwowa. Nie radziłam sobie z władzą, zmieniałam szkoły, nie podobało mi się, że nie ma w nich miejsca na autonomię - wspomina.

Nie lubiła być dzieckiem, nie mogła się doczekać, kiedy dorośnie. I żeby się nie nudzić, czekając na dorosłość, czytała, czytała i czytała. A na studiach zaczęła pisać. W planach miała wielką XX-wieczną powieść, ale - jak sama mówi - zabrakło jej odwagi. Za to recenzowała książki innych. Pewnego dnia naczelny "Spectatora", w którym pracowała, poradził jej, żeby spróbowała czegoś nowego. Nigella poszła do restauracji. I została krytykiem kulinarnym.

Jabłka obrane stalowym nożem

W jednej z książek, której tytułu nie jest w stanie dziś sobie przypomnieć, Nigella przeczytała opis smaku szampana podanego młodzieńcowi w restauracji - "smakuje jak jabłka obrane stalowym nożem". To zdanie, ten sposób opisywania smaku, przemówił do niej. Tak postanowiła pisać o jedzeniu. Tak dziś opisuje potrawy, które gotuje. Za ten kwiecisty, ale działający na wyobraźnię styl, za zachwyt kolorem, konsystencją, zapachem, za szczery entuzjazm wobec jedzenia i gotowania kochają Nigellę Lawson miliony.

Ona sama wychowała się w rodzinie, która miała skomplikowane podejście do jedzenia. Jej ojciec był bardzo otyły. Kiedy w ciągu roku zrzucił ponad 30 kilogramów, napisał bestsellerową książkę o odchudzaniu zatytułowaną po prostu "The Nigel Lawson Diet Book".

Matka, Vanessa Salmon, była bardzo szczupła i zdaniem Nigelli cierpiała na zaburzenia odżywiania. Sama Nigella zaś zajada stres. - Według mnie każde jedzenie służy poprawie nastroju - mówi. A powodów do poprawiania sobie nastroju miała aż nadto.

Trzy śmierci

W 2000 roku Nigella, autorka dwóch świetnie się sprzedających książek kucharskich, dostała szansę na karierę w telewizji. Zdjęcia do programu "Nigella gryzie" (Nigella bites) kręcone były w jej domu w zachodnim Londynie. W tle pojawiał się mąż, dziennikarz John Diamond, i malutkie dzieci - Cosima (dziś ma 17 lat) i Bruno (14 lat). Mąż nic nie mówił, nie mógł nawet spróbować ugotowanych przez żonę potraw - chorował na raka gardła, zmarł w marcu 2001 r. Był trzecią bliską Nigelli osobą, którą zabrała ta choroba. Matka Nigelli zmarła na raka wątroby w 1985 r. w wieku 48 lat. Nigella miała wtedy 25 lat i dopiero od niedawna była z matką blisko. - Matka mnie nie kochała. Kochała mojego brata Dominica i siostry. Mnie pokochała później. Rozmawiałyśmy o tym, zanim umarła. Przeprosiła mnie. Powiedziała, że była bardzo młoda i bardzo nieszczęśliwa - wspomina Nigella. Drugą ofiarą nowotworu została jej ukochana siostra Thomasina, która umarła na raka piersi w 1993 r. w wieku zaledwie 32 lat. W 1997 roku raka wykryto u męża Nigelli. Wtedy właśnie dziennikarka, która do tej pory pisała o jedzeniu, zajęła się gotowaniem. Rok po diagnozie męża wydała pierwszą książkę "How To Eat". Rok później kolejną, a dwa lata później rozpoczęła współpracę z telewizją.

Mąż kucharki

Dziewięć miesięcy po śmierci Diamonda Nigella wprowadziła się z dziećmi do domu multimilionera i kolekcjonera sztuki, założyciela największej światowej agencji reklamowej Charlesa Saatchiego. Zaczęły krążyć przykre plotki, które znosiła ze spokojem. Stwierdziła, że jej zdaniem ludzie, którzy byli szczęśliwie zamężni, szybciej układają sobie życie. I że nie obnosi się ze swoim smutkiem, ale on jej wciąż towarzyszy. I zawsze będzie towarzyszył. Pobrali się z Saatchim w 2003 r. Mieszkają w pięcioro przy londyńskim Eaton Square - Nigella, Charles, jej dzieci i jego córka z poprzedniego małżeństwa, Phoebe. Wszyscy uważają Saatchiego za szczęściarza - 51-letnia (6 stycznia ma urodziny) żona nie tylko jest piękna i apetycznie zaokrąglona, ale też doskonale gotuje. Okazuje się jednak, że on nie potrafi tego docenić. Lubi tosty z serkiem topionym i batoniki zbożowe. - Nigellę to deprymuje, zwłaszcza że jest obwiniana za mój obecny, zbyt tłusty wygląd - mówi Saatchi. I trochę trudno się dziwić.

36 gramów nasyconego tłuszczu

- Nie wierzę w niskotłuszczowe gotowanie - mówi Nigella. Czasami jednak nieco przesadza. Pojedyncza porcja jej placka z jajkami i bekonem zawiera 36 g nasyconych tłuszczów. Dzienna norma to 20 g dla kobiet i 30 g dla mężczyzn. Świąteczny indyk Nigelli z pieczonymi ziemniakami zwyciężył w rankingu "Daily Mail" na najbardziej niezdrową świąteczną potrawę polecaną przez znanego kucharza. W jednej porcji było aż 80 g tłuszczu (w tym 30 g tłuszczów nasyconych). Więcej - o 5 g - było tylko w potrawach Gordona Ramseya, ale on użył o połowę mniej soli niż Nigella. Dość powiedzieć, że w przepisie na pieczone ziemniaki Nigelli na każdy kilogram obranych i pokrojonych w nieduże kawałki ziemniaków przypada pół kilograma gęsiego smalcu. Zgroza. Specjaliści od żywienia krytykują Nigellę za ilość śmietany, masła czy soli użytych w jej przepisach. W końcu Brytyjczycy to najbardziej otyły naród w Europie. A i po samej Nigelli widać skutki słabości do tłustego jedzenia. Kiedy kręciła "Nigellę ekspresowo", urządzali sobie z ekipą co poniedziałek komisyjne ważenie. Przez kilka tygodni Nigella szła łeb w łeb z dźwiękowcem, ale w końcu wygrała. Okazała się najcięższą osobą w ekipie. Ile wtedy ważyła, pozostaje tajemnicą. Zresztą nie zamierza się tym za bardzo przejmować. - Gdybym teraz schudła natychmiast, odbiłoby się to na mojej twarzy - postarzałabym się. Nie chcę. A poza tym nie zamierzam się zadręczać - mówi.

Domowa bogini w sweterkach

Pełne kształty to w końcu znak rozpoznawczy Nigelli. Co prawda czasem sprawia wrażenie, jakby się ich nieco wstydziła (ma biust rozmiaru 80G, zamawia więc gorsety u królewskiego dostawcy), ale to ona rozpoczęła modę na wydekoltowane bluzki z kardiganami z rękawami trzy czwarte u gotujących w telewizji pań. Tych kardiganów, przymocowywanych podczas nagrań telewizyjnych do sukienki za pomocą dwustronnej taśmy klejącej, żeby pozostały rozpięte, ale jednocześnie nie wpadały do garnków, ma zresztą ponad sto w ponad 30 kolorach. Wszystkie są kaszmirowe, większość ze szkockiej firmy Brora po 189 funtów (ok. 870 zł) sztuka. Kobieta warta 15 mln funtów i mająca męża wartego kolejne 100 mln może sobie jednak na taką ekstrawagancję pozwolić. Nigella ze swoją piękną twarzą, ciemnymi oczami i burzą loków oraz zadbanymi dłońmi i nieodłącznymi sweterkami stanowi uosobienie domowego szyku. Pokazuje na własnym przykładzie, że gotowanie nie tylko może być przyjemne - może też być seksowne. Jak wtedy, kiedy gotuje wielki talerz spaghetti ladacznicy (przepis w jej najnowszej książce "Kuchna", str. 190) i idzie z nim do łóżka. A w książce radzi z przymrużeniem oka - "podaj, jak na ladacznicę przystało, najlepiej z papierosem bez filtra przyklejonym do szkarłatnie umalowanych warg". Prawdziwa domowa bogini.

Choć sama Nigella za tym przydomkiem nie przepada. Wziął się od tytułu jej drugiej książki "How To Be a Domestic Goddess" ("Jak być domową boginią"), która opowiadała o pieczeniu. Tytuł miał być ironiczny, ale został zrozumiany dosłownie. Feministki grzmiały, że to powrót do patriarchalizmu w najgorszej postaci, zapędzanie kobiet z powrotem do kuchni, kiedy one od tylu lat walczyły, żeby je stamtąd uwolnić, bo życie jest za krótkie, żeby faszerować pieczarki. Kobiety jednak książkę kupowały, bo chciały się choć na chwilę poczuć domowymi boginiami roztaczającymi wokół najbliższych smakowite aromaty domowych wypieków. A Nigella? W najnowszej książce "Kuchnia. Przepisy z serca domu", która jest opowieścią o jej romansie z kuchnią, napisała, przyznajmy, niestety dość niezgrabnie (a może to wina polskiego tłumaczenia?): "Nieodmiennie w osłupienie wprawia mnie mocno rozdmuchana teza, jakoby celebracja prac kuchennych miała czynić ujmę kobiecości. Umniejszanie walorów tej czynności tylko dlatego, że od wieków była domeną kobiet, wydaje się skrajnie antyfeministyczne".

Nie bój się - gotuj

Przed nią nie było takich kulinarnych programów, które ktokolwiek mógłby nazwać soft porno. Nie ma następczyń. Jest jedyna w swoim rodzaju. Nigella oblizująca palce i wzdychająca z rozkoszą, budująca piętrowe, poetyckie porównania, w finale każdego programu wyjadająca w ciemnej kuchni z lodówki resztki specjałów, które ugotowała w trakcie, zabierająca jedzenie na kanapę, do łóżka, wracająca nad ranem z imprezy i potrzebująca natychmiast zjeść coś tłustego i pikantnego. Nie jest jednak tylko zmysłową prezenterką kulinarnych rozkoszy. To także hojna gospodyni przyjmująca stada gości. - Czasem zamieniam się w żydowską mamę, która musi wszystkich nakarmić - śmieje się. I jakie ma znaczenie to, że jej kuchnia w telewizji to tak naprawdę dwie kuchnie - w jej domu i w studiu (ujawnienie przez tabloidy tego "sekretu", który dla bardziej przytomnych widzów był dość oczywisty, wywołało na Wyspach poruszenie) - i że niektórzy z jej przyjaciół to statyści zatrudnieni przez producentów? Nigella gotuje, zaproszeni goście jedzą, my oglądamy i chcemy być takie jak ona. Chcemy być domowymi boginiami. Choćby na chwilę. A Nigella mówi nam - nie bójcie się, gotujcie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA