In vitroterianizm

Czyli cierpienia młodego kalafiora

Mamy winiarnie produkujące wino, browary, w których wytwarza się piwo i piekarnie, gdzie robi się chleb. Pieśnią przyszłości ma być powstanie - hm jakby to nazwać - mięsarni ? Mam na myśli zakłady, w których hodowane będą kultury mięsne i garmażeryjne. Nie chodzi tu bynajmniej o dobrze państwu znane masarnie przetwarzające na wędliny zabite uprzednio zwierzęta. Dążymy do opracowania metody wytwarzania paróweczek, polędwiczek, golonek i steków, które nigdy nie były częścią stworzeń, nie łaziły na czterech nogach, nie gdakały, nie chrumkały, nie bały się i nie cierpiały, bo nie miały nawet śladu układu nerwowego. I nigdy nie były żywe. Pojawiły się na świecie jako czyste klonowane tkanki. Science fiction? Bynajmniej.

Mark Post, bioinżynier z University of Technology w holenderskim Eindhoven rozpracowujący pomysły na hodowlę mięsa in vitro jeszcze kilka lat temu zajmował się chirurgią rekonstrukcyjną. Z medycyny wyniósł umiejętność namnażania w laboratorium wybranych tkanek, przede wszystkim mięśni. Uzupełniał brakujące fragmenty ciał pacjentów rozmnażanymi na specjalnej pożywce ich własnymi komórkami (współczesna medycyna od ponad dziesięciu lat hoduje z powodzeniem na użytek przeszczepów fragmenty skóry, pęcherze moczowe, tkanki wątroby, nerek, piersi, mięśni, naczyń krwionośnych a nawet łechtaczek czy ciał jamistych penisa). Post przerzucił się na produkcję mięsa, uznając, że wykorzystując swoją medyczną wiedzę i doświadczenie, może w ten sposób przynieść więcej korzyści światu i przyczynić się do rozwiązania problemów głodu, braku energii, wody a nawet ocieplenia klimatu. "Moim celem jest wyhodowanie solidnej szynki i zaprezentowanie jej światu w obecności żywej i zdrowej świni - donatorki komórek" - deklaruje Post.

Mięso in vitro mogłoby być nie lada zagwozdką dla wszystkich wegetarian. Jeść, czy nie jeść? Niby mięso, ale jednak jego droga na talerz nie okupiona została cierpieniem żywych istot. To kotlety o proweniencji całkowicie bezkrwawej. Co więcej - ekologicznie oszczędnej i przyjaznej dla środowiska. Ich powstanie nie zwiększa drastycznie emisji gazów cieplarnianych. (Dziś przy produkcji jednego kilograma wołowiny powstaje więcej gazów cieplarnianych i innych zanieczyszczeń niż w czasie 3-godzinnej jazdy samochodem). Dotąd mięsożercy zużywali produkcji pożywienia blisko trzykrotnie więcej zasobów (energii i wody) niż wegetarianie. " Invitroterianizm" pozwoli zrównoważyć te proporcje.

Co więcej, prace polskiego uczonego Stanisława Karpińskiego z Katedry Genetyki, Hodowli i Biotechnologii Roślin Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie wskazują, że rośliny również mogą być wyposażone w system nerwowy, że odznaczają się pewnego rodzaju pamięcią. Liście przekazują sobie wzajemnie informacje, a sygnał przekazywany jest wzdłuż nerwów liścia na drodze elektrochemicznej , dokładnie tak, jak to ma miejsce u zwierząt, choć blisko dwustukrotnie wolniej.

Czy w tej sytuacji podniesiecie nóż na kalafiora, czy będziecie woleli raczej położyć na talerzu białkowy kotlecik, który nigdy w swej historii nie miał nawet jednego samotnego neuronu?

Nie zazdroszczę wegetarianom rozterek moralnych jakie stawia przed nimi rozwój nauki.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.