Nie samym tostem człowiek żyje

Choć nie ma ani chłopięcego wdzięku i poczucia misji Jamiego Olivera, ani szalonej fryzury i chwalebnej przeszłości Marco Pierre'a White'a, ani głośnej osobowości i 12 gwiazdek Michelina Gordona Ramsaya, Brytyjczycy kochają Nigela Slatera i nazywają go Proustem epoki Nesquika

Historia Nigela Slatera zaczyna się przygnębiająco, ale kończy happy endem godnym Hollywood. Nic dziwnego, że o życiu tego kulinarnego pisarza, który nieco wbrew sobie został również gwiazdą telewizji, powstał film. "Tost. Historia chłopięcego głodu" to opowieść równie smutna, co podnosząca na duchu, a na dodatek prawdziwa, bo oparta na bestsellerowej autobiografii samego Slatera, który w październiku przyjedzie do Polski i będzie gościem Kuchnia.TV Food Film Fest.

"Tost. Historia chłopięcego głodu" na 3. Kuchnia+ Food Film Fest

Ale od początku...

Chłopiec z apetytem na tost

- Nie można nie kochać kogoś, kto robi dla ciebie tost - pisze Slater w swojej biografii. Osobą, którą obdarzał uczuciem, była matka, koszmarna kucharka karmiąca rodzinę jedzeniem z puszki i przypalająca tosty dosłownie za każdym razem. Nigel kochał ją jednak bezgranicznie, zwłaszcza że na ojca nie mógł liczyć. Ten, rozczarowany synem, który zamiast brylować na boisku albo majsterkować, wolał siedzieć cicho w kącie i rozmyślać o jedzeniu, nie tylko nie okazywał mu cieplejszych uczyć, ale czasem zwyczajnie gnębił. Nigel nie znosił mleka i jajek, a ojciec pochodzący z rodziny właścicieli mleczarni potrafił siłą wpychać mu w usta jajko na twardo. Kiedy Nigel miał dziewięć lat, jego matka zmarła na astmę. Ojciec najpierw znikał na całe dnie, a potem związał się ze sprzątaczką, która wkrótce została jego żoną. Nigel jej nie znosił - była prostacka i paliła jak smok, ale... umiała gotować. By zdobyć uwagę ojca, Nigel postanowił konkurować z panią Potter, jak zawsze ją nazywał, i nauczyć się gotować. Najbliższy szkolny kolega powiedział mu, żeby się nie przejmował sytuacją w domu, bo to ona sprawi, że stanie się ciekawym człowiekiem. Nigel nie był wcale pewien, czy tego chce.

Historia morderczej kucharki

W szkole był marnym uczniem, dobrze radził sobie tylko na zajęciach z gospodarstwa domowego. Z czasem gotowanie szło mu coraz lepiej. Po miesiącach prób i błędów, szpiegowania i liczenia skorupek od jajek w koszu na śmieci udało mu się odtworzyć tajny przepis pani Potter na cytrynową bezę, która była ulubionym deserem jego ojca. Nigel był z siebie bardzo dumny, ale pani Potter wcale nie przyjęła tego dobrze. Rywalizacja o względy ojca jeszcze się zaostrzyła. W końcu, kiedy Nigel miał 16 lat, ojciec zmarł na atak serca. - Zabiło go twoje jedzenie - powiedział do macochy Nigel. Dziś wyjaśnia, że gotowała tłuste, ciężkostrawne potrawy i namawiała na nie ojca, nawet kiedy nie chciał jeść. Kiedy okazało się, że to pani Potter dziedziczy majątek ojca, Nigel postanowił ruszyć w świat i już nigdy więcej się z nią nie kontaktować.

London calling

Miał 18 lat, kiedy z jedną walizką zjawił się w Londynie i walcząc z nieśmiałością, stanął przed Savoyem. W końcu przełamał się, wszedł do kuchni i poprosił o pracę. Tak zaczęła się jego podróż po kuchniach hoteli, restauracji i pubów w Anglii. Gotował, zmywał, był kelnerem od win. Kiedy wrócił do Londynu, zaczął pracę w małej restauracyjce na Oxford Street naprzeciwko domu towarowego Selfridges. Jedna ze stałych klientek pracująca nad stworzeniem pisma o prowadzeniu domu poprosiła, żeby sprawdził przepisy, która zamierzała wydrukować. Slater zaczął przyrządzać potrawy w restauracyjnej kuchni i zdawał relację. Kiedy skrytykował jeden z zestawów, usłyszał - to wymyśl lepsze sam. Wymyślił. Spodobały się i tak zaczęła się jego nowa kariera. - Szczerze mówiąc, zawsze byłem najgorszym szefem kuchni na świecie. Umiem gotować sam. Kocham gotować sam. Nie potrafię tego robić w wielkiej kuchni. I nie mogę tego robić tam, gdzie jest ścisła hierarchia, to całe: "tak, szefie", "nie, szefie". Jestem ostatnią osobą, jaką byś chciał mieć w swojej drużynie, co zresztą zdarzało mi się od dziecka - opowiada w jednym z nielicznych prasowych wywiadów.

Samotny ogrodnik

53-letni dziś Slater nie założył rodziny, mówi się, że jest gejem, a on ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza. Mieszka z trzema kotami w zabytkowym gregoriańskim domu w londyńskim Highbury, mając za sąsiadów m.in. burmistrza Londynu Borisa Johnsona czy aktora Rowana Atkinsona. Dom urządzony jest ascetycznie z wyjątkiem kuchni, której projekt i wyposażenie kosztowały 70 tys. funtów. Tutaj jest też ogród, w którym Slater uprawia zioła, warzywa i owoce. Ta prostota daje Slaterowi wytchnienie i jest ucieczką od zagraconego ponad miarę domu dzieciństwa. Była też inspiracją do jego opus magnum - wydanej w dwóch tomach książki "Tender". Tom pierwszy o ogrodowych warzywach liczy 592 strony, tom drugi o owocach - już 1226. Pięknie wydana, przejrzysta książka zawiera setki przepisów na dania z tego, co rośnie w ogrodzie, i równie wiele opowieści.

Od Marie do Nigelli

W osiągającym dziś rozmiary przemysłu sektorze kulinarnej rozrywki Slater zadebiutował w 1988 roku jako autor rubryki kulinarnej w brytyjskiej edycji magazynu dla kobiet "Marie Claire". Bardziej trwałym efektem tej współpracy była jego pierwsza książka, wydana w 1992 roku "Marie Claire Cookbook". Rok później Slater zaczął swoją współpracę z "The Observer", gdzie do dziś prowadzi cotygodniową, bardzo osobistą rubrykę kulinarną. Pisze w niej zawsze w pierwszej osobie, opisuje swoje wrażenia, kulinarne przygody, pomysły, które nagle wpadły mu do głowy, a przy okazji wykłada swoją kuchenną filozofię. - Nie dla mnie trwający cały rok sezon na szparagi czy brzoskwinie. Bo przecież kto tak naprawdę chciałby Bożego Narodzenia 365 dni w roku? - pyta w jednym z najnowszych felietonów.

W 1998 roku dzięki sukcesowi kolejnych książek - "The 30-minutes cook" i "Real cooking" - zaczął prowadzić własny program kulinarny w telewizji, ale nie spodobało mu się to za bardzo. - Chciałem programu, w którym jedzenie będzie gwiazdą, a ja tłem - mówi. Po tym, gdy jeden z recenzentów napisał, że wygląda jak zboczeniec, który ma niezdrową relację z jedzeniem, dał sobie spokój. Na powrót do telewizji odważył się dopiero w 2006 roku w programie "Smak mojego życia", w którym rozmawiał o jedzeniu ze sławnymi gośćmi. Drugie podejście do gotowania na ekranie - tym razem uwieńczone sukcesem - odbyło się dopiero dwa lata temu. "Proste dania Nigela Slatera" spodobały się i publiczności, i krytykom. Może w luźniejszym podejściu do telewizyjnych występów pomogła Nigelowi jego przyjaciółka i imienniczka Nigella Lawson? Są całkowitymi przeciwieństwami. Ona - pełna seksapilu krągła arystokratka po Oksfordzie gotująca to, na co ma ochotę, niezależnie od pochodzenia potrawy i pory roku. On - nieśmiały, płaski jak deska okularnik, od czasu do czasu tylko filuternie znad szkieł spoglądający, bez szczególnego wykształcenia, preferujący kuchnię brytyjską i włoską, stawiający na świeże, sezonowe produkty.

Pierdzący makaron z bekonem

To, co jeszcze różni Slatera i Lawson, to stosunek do sławy. Ona się z nią pogodziła - udziela wywiadów kolorowym pismom, występuje jako jurorka w kulinarnych teleturniejach, co jakiś czas można znaleźć jej zdjęcia w tabloidach. Slater wciąż niezbyt dobrze radzi sobie z błyskiem fleszy. Wywiadów udziela niechętnie, nie zgadza się na sesje z patelnią w jednej i papryką w drugiej ręce. Co ma do powiedzenia, pisze w swojej rubryce i książkach. Co nieco o jego życiu można się dowiedzieć z wydanych w 2005 roku "The Kitchen Diaries", w których sumiennie opisuje dzień po dniu co, z czego i dlaczego sobie ugotował (jednego dnia wieczorem zamówił nawet pizzę, do czego przyznanie się dla człowieka żyjącego z gotowania i pisania o gotowaniu było aktem odwagi). Od czasu do czasu spotyka się z przejawami sympatii, rzadziej z wyrazami rozczarowania. Raz został zaczepiony pod prysznicem na basenie przez człowieka, który chciał mu opowiedzieć, jak świetnie udało się curry według jego przepisu. Grzecznie podziękował za uznanie, ale poprosił, żeby dał mu się wysuszyć i ubrać, bo czuje się nieswojo, rozmawiając nago z obcym człowiekiem. Kiedy indziej dostał list od chłopca w wieku lat dokładnie 7 i pół (czyżby kuzyna Adriana Mole'a?), który pytał, czy na pewno sam wypróbował swój przepis na makaron z bekonem, bowiem mama chłopca przyrządziła danie i oboje nie mogą od tego czasu przestać pierdzieć...

Kulinarny japiszon-chuligan

Jakie jedzenie najbardziej lubi Nigel Slater? Prawdziwe. Takie, które dobrze smakuje, a nie ma zaimponować.

- Nikt mnie nie przekona, że oryginalność i dobre jedzenie zawsze idą w parze - napisał we wstępie do książki "Real Food". Od dziecka traktował jedzenie jako pocieszenie, jest dla niego jak seks, jak ostatnia linia obrony przed samotnością. - Dla mnie, dla wszystkich chyba, jedzenie jest rzeczą bardzo zmysłową. Wciąż nie potrafię wyrazić, jak wiele znaczy dla mnie postawienie przed kimś posiłku, więcej niż cokolwiek innego - mówi. I mimo że swoich rodaków nie uważa za dobrych ani nawet ciekawych kucharzy, tylko naród realizatorów przepisów kulinarnych, jest przez nich kochany.

Reszta świata jakoś wciąż jeszcze nie zdołała go odkryć, choć w 2006 roku Julie Powell (ta od "Julie i Julii") prezentowała go czytelnikom "New Jork Timesa", opisując jako dziwaczną mieszankę kulinarnego yuppie i chuligana, która może irytować, ale cenny jest w tej mieszance całkowity brak hipokryzji. Rodzimy "The Independent" opisując jego "Tost...", nazwał nawet Slatera Proustem epoki Nesquika. Przy całej sympatii do autora chodziło chyba jednak o motyw powrotu do dzieciństwa za pomocą chrupiącego tosta z masłem, podobny do słynnej proustowskiej magdalenki, niż o skalę talentu. Choć przyznać trzeba, że Nigel Slater ma na koncie kilka całkiem interesujących zdań. Oto one, podane na deser zamiast cytrynowej bezy.

* Nie ma światła tak doskonałego, jak to świecące z otwartej lodówki o drugiej w nocy.

 

* Ludzie, którzy dobrze gotują, często są też dobrzy w łóżku.

 

* Każde jedzenie smakuje lepiej, kiedy jesteś odrobinkę wstawiony.

 

* Większość szefów kuchni woli jedzenie swojej mamy od tego, które z taką pompą serwuje swoim klientom.

 

* Pierwszy kęs pizzy jest zawsze najlepszy. To samo dotyczy łyka zimnego piwa.

Korzystałam m.in. z filmu fabularnego "Tost. Historia chłopięcego głodu" (do zobaczenia w październiku na 3. Kuchnia.TV Food Film Fest) oraz z jednego z nielicznych wywiadów w Nigelem Slaterem opublikowanego w "Observer Food Monthly".

 

3. edycja przeglądu filmów dokumentalnych o kuchni, kucharzach i smakach Kuchnia.TV Food Film Fest odbędzie się w dniach 21-23 października w Warszawie i Poznaniu. Gościem specjalnym przeglądu będzie Nigel Slater, który przyjedzie na premierę filmu opartego na biografii Slatera "Tost: Historia chłopięcego głodu".

Bilety na pokazy festiwalowe w cenie 12 zł do kupienia od 1. października w kasach kina ....w Warszawie i .... w Poznaniu. Bilet na film "Tost. Historia chłopięcego głodu" z kolacją zamykająca przegląd kosztuje 112 zł. Więcej informacji na stronie www.Kuchnia.TV

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.