Kucharz w służbie rozrywki

Ponieważ - czego dowodzą wyniki oglądalności, czyli popularność programów kulinarnych w telewizji - lubimy oglądać, jak się przygotowuje potrawy, producenci poszukują wciąż nowych sposobów na sprzedawanie nam tej czynności

Są takie rodziny, w których nie wszyscy lubią oglądać, jak na ekranie się po prostu gotuje. I ta część familii, która to lubi, musi rezygnować czasem z programu kulinarnego na korzyść wspólnego oglądania teleturnieju czy innego wystawnego realizacyjnie show. A łatwo się domyślić, że potencjalni sponsorzy (których na rynku nie brakuje, ale są coraz bardziej wybredni) woleliby widzów jakoś zatrzymać przed włączonym telewizorem.

Prostą konsekwencją tego spostrzeżenia był pomysł, by dla "podniesienia temperatury" do szeroko pojętych kulinariów dodać element rywalizacji. Stąd coraz liczniejsze kulinarne programy typu reality show lub teleturnieje z coraz większymi budżetami. A najczęściej mutacje obu tych telewizyjnych gatunków. Bo takie rozwiązanie ma i tę dodatkową, bardzo korzystną cechę, że przywiązuje widzów do pasma. Chcą po prostu zobaczyć, co się stało dalej, kto odpadł, wygrał itd.

Piekielne początki

Pierwszą osobą, której program parakulinarny mogliśmy oglądać w Polsacie, był Gordon Ramsay. Jego "Piekielna kuchnia" to nic innego jak reality show, w którym co tydzień najgłośniejszy (dosłownie) telewizyjny kucharz wywalał najmniej podobającego mu się zawodnika. A zawodnikami byli ludzie, których marzeniem było zostać szefem kuchni jednej z kilku wystawnych restauracji rzeczonego pana Gordona. I zwycięzca dostawał taką szansę. O pichceniu było tu niewiele. Oczywiście padały nazwy mniej lub bardziej wymyślnych potraw, ale o tym, jak je przygotować, dowiedzieć się już nie można było wiele. Dowiedzieliśmy się za to, że praca szefa kuchni to straszna nerwówka. Pan Gordon krzyczał na wszystkich, obrażał ich i rzucał w nich przedmiotami, utrzymując przy tym, że takie właśnie zachowanie, które on nazywał charyzmą lub zdecydowaniem, jest konieczne w tej profesji. Co mniej odporni kucharze płakali, inni knuli jakieś spiski, by utrudnić życie konkurencji, itd. Bardziej szkoła życia niż gotowania. A dla widzów ważna lekcja, że w nawet najbardziej wykwintnych restauracjach robi się wszystko byle jak, byle szybko i było ładnie ozdobione.

Takich programów pojawiło się wkrótce więcej. Jednym z najciekawszych jest "Restauracja", którego dwie różne edycje można oglądać w BBC Lifestyle i Kuchnia.TV. Każda z dziewięciu zakwalifikowanych do programu par dostaje do zarządzania jedną istniejącą restaurację. Większość z nich to absolutni amatorzy w tej dziedzinie, więc bywa niełatwo. Raz w tygodniu jurorzy wybierają trzy restauracje, które ich zdaniem radzą sobie najgorzej, i dają im specjalne zadania. Jedna z nich w każdym odcinku odpada. Aż wreszcie zostaje ta, która w nagrodę staje się własnością zwycięzców.

Trochę podobny jest nowy program Gordona Ramsaya "Najlepsza restauracja" (BBC Lifestyle). Z tym jednak, że tutaj do programu lokale zgłaszają ich wierni klienci. Pan Gordon przegląda nominacje, wybiera te, które wchodzą do finału. I potem przez osiem kolejnych odcinków sprawdza kolejno menu (i tu akurat poznajemy tajniki ciekawych dań) oraz szefów kuchni w restauracjach w kilku krajach, by wreszcie wybrać najlepszą z nich.

Lokal od nowa

Znakomitym pomysłem - też bardziej restauracyjnym niż kulinarnym - jest program "Zmieniamy lokal" (Kuchnia.TV). Tutaj, jak w znanych z TVN "Kuchennych rewolucjach", do producentów zgłaszają się restauratorzy, którzy chcą zmienić swój lokal. Oczywiście z nadzieją, że na lepsze. Jeśli uśmiechnie się do nich szczęście, zawitają do nich uznani szefowie kuchni i architekci wnętrz, którym właściciele przekazują czek na maksymalnie 20 tys. dol., a następnie wyjeżdżają na kilka dni. Producenci dokładają drugie tyle i biorą się do roboty. Po powrocie właściciele znajdują swój lokal w zupełnie innej kondycji. Z większym rozmachem, ale w sumie chodzi o to samo, co naszej Magdzie Gessler.

Gorąca rywalizacja

Największą popularność na świecie zdobył reality talent show "Top Chef" (Kuchnia.TV). Ten program najlepiej chyba łączy sztukę gotowania z fascynującą rywalizacją. Są tu i przepisy wraz z nauką oraz radami co do ich realizacji, i czyste ludzkie emocje. W szranki staje 15 zawodników i zawodniczek, których ocenia jury składające się z niekwestionowanych kulinarnych autorytetów.

W telewizyjnym świecie jest nawet odpowiedź na sukces różnych celebrity show w rodzaju "Tańca z gwiazdami" czy "Jak oni śpiewają". Nie, nie jest to jeszcze "Jak oni gotują", ale prawie. W BBC można oglądać program "Mistrz kuchni: Gwiazdy", w którym 24 celebrytów, znanych również ze swojej pasji do gotowania, staje w obliczu zadań, które sprawdząją ich umiejętności i pomysłowość. Będą musieli wymyślać menu na imprezę, sami przygotować różne zlecone i zaproponowane przez siebie potrawy. Bywa zabawnie i podpatrzeć można to i owo.

Para w kuchni

Jest też coś dla lubiących romantyczne historie. Oto "Kolacja dla dwojga" (BBC Lifestyle), który pozwala singlom spotkać osoby, które podzielają ich kulinarne pasje. W każdym odcinku jeden/jedna z uczestników/uczestniczek będzie miał/miała szansę na znalezienie miłości w czasie którejś z trzech kolacji. Każdą zrobi inna, nieznana bohaterowi programu osoba. A finał może nawet na ślubnym kobiercu.

Element rywalizacji połączony z naprawdę niezłą zabawą świetnie realizuje inny program BBC - "Kuchenne wyzwania". Tutaj do walki stają pary, które przygotowują przyjęcia. Ukryte kamery rejestrują każdy detal, a goście kosztują każdej potrawy i oceniają bez żadnego pardonu. Wszystko oceniają również eksperci, którzy smakują dań na kanapie w studiu, skąd przyglądają się również przyjęciom. Ich komentarze bywają bezcenne.

I na deser - bo musi być deser - prawdziwy dziki turniej na patelnie, czyli kolejna propozycja BBC Lifestyle - "Pojedynki kucharzy" - w którym co tydzień amerykańscy szefowie kuchni walczą w obronie mistrzowskiego tytułu. Jako że jest to format japoński, spodziewać można się wszystkiego, a i tak zawsze coś widza zaskoczy. Palce lizać!

Polskie gotowanie

Nasza kulinarna rozrywka nie ma się tymczasem najlepiej. Były takie próby, ale jakoś się nie przyjęły. W Polsacie Joanna Brodzik lata temu prowadziła program "Przez żołądek do serca", czyli kulinarną wersję randki w ciemno. Ani ludzie nie chcieli tego oglądać, ani stacja przedłużać męki, więc trwało to krótko. Niedawno podobny los spotkał radosny teleturniej "SmaczneGO!" realizowany według brytyjskiego formatu i prowadzony przez Olgę Bończyk. To był akurat bardzo sympatyczny (bardziej w angielskiej wersji) program, w którym dwie dwuosobowe drużyny przed publicznością zdawały egzamin ze swoich kulinarnych umiejętności. Musiały przygotować posiłek smaczny, pożywny, dobrze wyglądający, a jego składniki nie mogły kosztować więcej niż 20 zł.

Ostatnimi naszymi produkcjami - choć pożyczonymi z zagranicy - są "Ugotowani, czyli bitwa na noże i widelce" (Kuchnia.TV) z dziennikarzem Antyradia Pawłem Lorochem jako prowadzącym. W każdym odcinku rywalizują ze sobą drużyny złożone z szefów kuchni, dziennikarzy, krytyków kulinarnych i wszelakich celebrytów, których łączy kulinarna pasja. I "Ugotowani" w TVN. Tu graczy jest czworo. Każdy z nich kolejno przygotowuje dla wszystkich obiad, a następnie poddaje się ich ocenie. Wszystko w sympatycznej, biesiadnej atmosferze. Ciekawe przepisy, fajni ludzie i same plusy.

Szkoda, że tak mało jest rodzimej kulinarnej rozrywki. Może dlatego, że tak łatwo jest kupić do emisji zagraniczne produkcje, a może dlatego, że zbyt poważnie podchodzimy do gotowania? Nie, na pewno nie dlatego. Jeszcze i u nas będzie pyyyyyysznie.

Smacznego!

Więcej o:
Copyright © Agora SA