To zależy od pory roku i od tego, co mam akurat w lodówce. Jeśli byłoby lato i bylibyśmy w moim domu na wsi, to w ogródku rosłoby tyle różnych rzeczy, że moglibyśmy zjeść na przykład piękną różsałatkę ze świeżych pomidorów w różnych kolorach, z dodatkiem świeżych ziół.
Czerpię inspirację z wielu źródeł. Dużo pomysłów na przepisy bierze się z moich podróży. Niektóre pojawiają się podczas rozmów z innymi szefami kuchni albo po prostu wtedy, gdy wypróbowuję nowe pomysły. A czasem nowe przepisy mi się śnią. Jestem przekonany, że gotowanie może być łatwe, a do tego jest to wspaniała umiejętność życiowa - jeśli potrafisz przygotować coś ze świeżych składników, w każdej sytuacji będziesz w stanie przyrządzić smaczny posiłek z tego, co akurat masz do dyspozycji. A do tego łatwo jest przekazać tę umiejętność dzieciom lub przyjaciołom.
W Wielkiej Brytanii właśnie wydałem książkę o kuchni brytyjskiej, która jest naprawdę ekscytująca. Ukazała się też moja książka inspirowana sześcioma krajami, które odwiedziłem - Hiszpanią, Szwecją, Francją, Grecją, Marokiem i Włochami. Zresztą wydaje mi się, że większość moich książek kucharskich przeznaczona jest dla osób, które już umieją gotować.
Do każdej potrawy staram się dodać trochę papryczki chili - jestem od niej uzależniony. Poza tym nie ma jakiegoś szczególnego składnika - na przykład zioła - który lubiłbym bardziej niż inne.
Gennaro nieprzerwanie jest dla mnie inspiracją. Oprócz tego miałem na tyle szczęścia, że uczyłem się od wspaniałych szefów kuchni, takich jak Ruth Rogers czy zmarła w zeszłym roku Rose Gray. Nawet dziś, kiedy komponuję nowy przepis, często mam wrażenie, że słyszę, jak Rose daje mi jakąś radę.
Mój harmonogram jest bardzo napięty, ale książki należą do rzeczy, które sprawiają mi największą radość, i bardzo zależy mi, by trzymały odpowiedni poziom. Dlatego poświęcam im tyle czasu, ile tylko trzeba, by były jak najlepsze. Zwykle zaczynam pracę nad nową książką zaraz po tym, jak ukończę poprzednią. Dzięki temu mogę spędzić kilka miesięcy, komponując przepisy, testując je, pisząc wszystkie wstępy do rozdziałów i dodając osobiste szlify, które cenią sobie czytelnicy. Sam dobieram też odpowiednie zdjęcia. Nie znam nikogo, kto wkładałby w swoje książki kucharskie tyle miłości co ja.
Tak, korzystam z tej książki. Korzystam zresztą z wszystkich moich książek kucharskich, choć zwykle gotuję w ten sposób, że po prostu sprawdzam, jakie składniki są w danej chwili dostępne, i tworzę posiłek, korzystając z tego, co mam w ogródku lub w szafce kuchennej.
Najczęściej używanym przeze mnie elementem wyposażenia jest obieraczka do warzyw - kosztuje niewiele. Na początek z powodzeniem wystarcza taka obieraczka, kilka dobrych noży, dobra patelnia z nieprzywierającą powłoką, garnek i jedna czy dwie drewniane łyżki.
Nie zawsze, ale rzeczywiście - mam komplet swoich ulubionych noży.
Dzieci można zainteresować przygotowywaniem posiłków bardzo wcześnie. Nawet jeśli na początku będzie to dorzucanie do potrawy porwanych ziół, żeby dzięki temu mogły poznać różne tekstury i zapachy. Moje dwie starsze córki umieją już gotować, choć Daisy jest bardziej zaangażowana niż Poppy. Dzieci trzy-czteroletnie mogą na przykład pomagać w mieszaniu składników na ciasto.
To ja gotuję dla przyjaciół. Zwykle w weekendy, kiedy jestem w domu z rodziną, również to ja gotuję. Kiedy mamy gości, gotuję w kuchni lub na zewnątrz, przy piecu opalanym drewnem. Jeśli idziemy z wizytą, oczywiście gotują gospodarze, a ja mogę wtedy odpocząć.
Rzadko gram na perkusji. Mam instrumenty w domu w Essex i czasem na nich grywam. Ale zwykle spędzam czas wolny z dziećmi. Ponieważ w ciągu tygodnia długo pracuję, w weekendy staram się poświęcać im tyle czasu, ile tylko mogę.
Przykro mi, ale nie zamierzam rozbudowywać restauracji Fifteen, choć wszystkie dobrze sobie radzą. Fifteen w Londynie w przyszłym roku obchodzi dziesięciolecie istnienia i mam nadzieję, że niektórzy z was ją odwiedzą.
Mam nadzieję, że któregoś dnia przyjadę po Polski. Z chęcią spróbuję waszego pysznego jedzenia.
Nie jest to prawdziwe danie. Wiele lat temu w Japonii podano mi spermę dorsza - to było prawdziwe ohydztwo!