- To bardzo dużo, choć na tle Europy i tak nie jest u nas najgorzej. Na naszą wagę wpływa z jednej strony ilość i jakość jedzenia, z drugiej - aktywność fizyczna. Dwadzieścia lat temu, kiedy obie miałyśmy mnie więcej dziesięć lat, dużo czasu spędzałyśmy na podwórku, biegając, grając w klasy, w piłkę, jeżdżąc na rowerze, na wrotkach. Dziś dzieci dużo mniej się ruszają, siedzą w domu przed komputerem. Mniej ruchu to pół biedy. Niestety, rodzice karmią dzieci takimi samymi porcjami, jakie jedli w ich wieku.
Problem otyłości dzieci zależy też od szkoły - tego, czy jest tam sala gimnastyczna, czy jest stołówka, czy zdrowo karmi...
- W jednej szkole może być świetne jedzenie: sałatki, kanapki na pieczywie pełnoziarnistym, owoce, a w drugiej byle jakie: kajzerka z dżemem i warstwą masła centymetrowej grubości. Wtedy dziecko nie ma wyboru.
- Ależ skąd! Dziecko nie ma zakodowanego zamiłowania do niezdrowych produktów. Ono je to, co jego rodzice. Niedawno w badaniach zapytano osobno mamę i dziecko o to, ile każde z nich zjada dziennie warzyw i owoców. Okazało się, że jedzą ich dokładnie tyle samo. A że Polacy z roku na rok tyją, nic dziwnego, że tyją także ich dzieci.
- To nie jest kwestia genów, ale nawyków. Geny wpływają na nasze zdrowie tylko w 5 proc. - to mało. Pozostałe czynniki to: czynniki fizyczne środowiska (np. klimat) - w 5 proc., czynniki społeczne (czy jesteśmy biedni, czy bogaci) - w 20 proc., służba zdrowia - w 10 proc. i aż w 60 proc. nasz styl życia. I to są dobre wiadomości, bo nawet jeżeli wszystkie inne czynniki źle się ułożą, to i tak mamy ogromny wpływ na swoje zdrowie!
Jeśli od początku dziecko jest przekarmiane i dostaje nieodpowiednie produkty - ubogie w błonnik, a bogate w węglowodany proste, np. bułki i ciastka - to układ pokarmowy nie jest motywowany do wysiłku. Hormony i enzymy nie wiedzą, jak pracować, bo nie mają bodźców. I metabolizm się osłabia.
- Zdecydowanie tak! Pytam moich dorosłych pacjentów, od kiedy mają poczucie, że są więksi niż inni. Jeśli ktoś odpowiada, że od zawsze, to wiem, że trudno mu będzie schudnąć. Także z powodów psychicznych - bo nie umie sobie wyobrazić siebie jako osoby szczupłej. Ale chodzi też o fizjologię - liczba komórek tłuszczowych wyprodukowanych w dzieciństwie się już nie zmieni. Jedyne, co można z nimi zrobić, to zmniejszyć ich objętość.
I osoby, które były otyłymi dziećmi, w dorosłym życiu szybciej tyją, bo ich ciało jest przygotowane na to, że trzeba jeść i ważyć więcej. Więcej komórek tłuszczowych w dzieciństwie to większe prawdopodobieństwo chorób takich jak miażdżyca, nadciśnienie, zwyrodnienia kręgosłupa i stawów, cukrzyca. Tkanka tłuszczowa zaburza pracę całego organizmu. Jeżeli ten tłuszcz, co gorsza, zgromadzi się na brzuchu, to jest to także niebezpieczne dla układu krwionośnego i serca.
- Tak, to prawda. Ciało mówi nam, kiedy ma już dość. To proste - żołądek ma ograniczoną objętość i kiedy się napełni, hormony nas o tym informują. Dorośli przez przekarmianie rozregulowują ten mechanizm u dziecka.
Co ciekawe, badania wskazują, że dzieci do ok. drugiego-trzeciego roku życia, kiedy da się im do wyboru różne produkty, intuicyjnie wybiorą te zdrowe. Marchewka jest przecież słodka, burak i ziemniaki też, ale tylko dopóki nie zaburzymy dziecku smaku np. dosładzanymi serkami. To samo z solą. Zupki i przeciery dla niemowląt nie są dosalane, a dzieciom smakują.
- Pytam o to moich pacjentów rodziców i okazuje się, że oni często nie wiedzą, ile cukru jest w serkach i soczkach. Myślą, że skoro to są to produkty dla dzieci, to są zdrowe. Tymczasem dzieci powinny czerpać cukier raczej z owoców, które jednocześnie dostarczają dziecku witamin. Dobrym rozwiązaniem jest dawanie dzieciom do picia soków, ale tych prawdziwych - nie napojów czy nektarów.
- Małe dzieci potrzebują dużo kalorii, bo rosną. Szczególnie potrzebują białka - to główny budulec mięśni i kości. U gimnazjalisty potrzeby koncentrują się na rozwoju intelektualnym - dziecko potrzebuje wtedy zdrowych tłuszczów. Znajdziemy je w rybach, w oliwie z oliwek, olejach roślinnych, w orzechach. Tłuszcz jest kluczowy nie tylko dla układu nerwowego, ale i dla skóry! Jego niedobór zaburza produkcję hormonów i może powodować trądzik, a także dekoncentrację, nerwowość i spadek odporności.
Jeśli nastolatek jest aktywny fizycznie, to musimy pamiętać o węglowodanach i o tym, że chłopak trenujący np. judo może zjeść nawet 500 kcal dziennie więcej niż jego koledzy.
- Samemu jeść warzywa. Jeżeli do stołu siada czteroosobowa rodzina - jedzą rybę, michę sałaty i ryż, to dziecko dziesięć razy wypluje, a za jedenastym w końcu sałatę zje. Jeżeli w domu zawsze do posiłku są podawane warzywa, to jedzenie ich staje się dla dziecka oczywiste. A jeśli rodzice jedzą kanapki z keczupem, to dziecko, kiedy dorośnie, też będzie smarowało chleb keczupem.
Od małego musimy uczyć dzieci jedzenia wartościowych rzeczy - ciemnego pieczywa, niesłodzonego nabiału - kefiru, jogurtu. Dorzućmy mu do kanapki trochę warzyw, spakujmy do torby owoce. A młodszym dzieciom jeszcze sok.
- Przede wszystkim powiedzmy głośno, że dziecko nie jest temu winne! Nie wolno mu powtarzać, że jest za grube, ani mówić, że zaczyna odchudzanie - to błąd! Wtedy dziecko od początku czuje się winne, samotne, i cierpi.
Kiedy na spotkanie i poradę umawiają się ze mną rodzice, którzy chcą przyjść od razu z dzieckiem, mówię, żeby przyszli sami. To rodzic kupuje produkty, gotuje i przekazuje nawyki żywieniowe. I choć mama nie je słodyczy i jest szczupła, tata je codziennie. Dzieci chcą być blisko taty, więc robią to, co on. To normalne. Moim pierwszym zadaniem jest uzmysłowienie im, jak wielki mają wpływ na swoje dzieci. I często po takiej rozmowie rodzicom otwierają się oczy i chcą zmieniać swoje złe nawyki na te dobre.
- Muszę jeszcze raz podkreślić, że zmiany w żywieniu i aktywności fizycznej muszą dotyczyć całej rodziny. Nie może zdarzyć się tak, że wszyscy jedzą frytki, a jedna gruba Ania rybę gotowaną na parze - to dla dziecka trauma. Moim zdaniem najlepszym sposobem jest rozmowa - spotykamy się wszyscy razem i rodzice mówią: Słuchajcie, mamy taki pomysł, że będziemy inaczej jeść. I zaczynają zdrowo gotować, a z domu znikają słodycze.
- W rozkładzie dnia koniecznie muszą się pojawić regularne, zdrowe posiłki - więcej warzyw, soków naturalnych. Warto np. kupić sokowirówkę i zaangażować dzieci w wymyślanie nowych smaków, w obieranie owoców i ich miksowanie - pokazać, że zdrowe jedzenie jest fajne. Koktajle owocowe przygotowywać na mleku nie na śmietanie. No i konieczny jest ruch - cała rodzina musi polubić wycieczki rowerowe, wyjścia na basen i plac zabaw, wspólne spacery etc.
- To jest karygodne i niedopuszczalne! Przecież organizm takiej dziewczynki się rozwija - to tak, jakby nie podlewać rośliny przez kilka tygodni. Zmuszanie nastolatki do tak drakońskiej diety jest bardzo niebezpieczne - może się skończyć zaburzeniami miesiączki i zaburzeniami odżywiania. Tu wplata się też wątek psychologiczny - jeśli dziewczynka słyszy od rodziców, że jest za gruba, to ma to wpływ na jej postrzeganie siebie. Może zechcieć udowodnić rodzicom, że ma silną wolę i potrafi nie jeść w ogóle. I w efekcie popadnie w zaburzenia odżywiania. Pamiętajmy, że im więcej jest napięcia psychicznego w odchudzaniu, tym gorzej. Ono powinno się odbywać jak najmniejszym kosztem dziecka.
- Nie ma co przesadzać, bo od słodyczy się nie ucieknie. Najlepszy jest umiar - trzeba tłumaczyć dziecku, że słodycze są, ale jemy je tylko raz na jakiś czas, bo choć smaczne, są niezdrowe. Ja oczywiście będę swojemu dziecku tłumaczyć, co to jest np. cola - że może spróbować, ale że to sam cukier i kwas, i nic dobrego organizmowi nie przynosi. Że znacznie lepiej jest napić się świeżo wyciskanego soku, który jest pełen witamin... A zamiast chipsów lepsza jest kanapka. To może zadziałać. Mnie rodzice powiedzieli, że nie wolno jeść słodyczy na czczo i do dzisiaj tego nie robię.
Nie powinno się drastycznie reglamentować dostępu do słodyczy, bo to działa wręcz odwrotnie - im bardziej zrobimy z nich towar luksusowy, tym bardziej dziecko będzie je chciało jeść. Najlepszy jest system jedzenia raz w tygodniu - np. cała rodzina w niedziele idzie sobie na lody. Warto też powtarzać rodzicom, że jeżeli już kupują dzieciom słodycze, niech wybierają te zdrowsze: ciemną czekoladę, chałwę, sorbety owocowe...
- Tak. I takie podejście nie dość, że pozwoli mu pozbyć się nadwagi, to zaprocentuje w przyszłości. Jeżeli dziecko było zachęcane do dbania o siebie w dzieciństwie, to do końca życia będzie dbało. Czasem zje w fast-foodzie, czasem zje lody, a podczas sesji na studiach zamówi pizzę... Ale będzie wiedziało, że na obiad lepiej zjeść sałatę i kaszę, a nie mielonego z frytkami.
Agata Ziemnicka - dietetyczka i psycholog kliniczny, współzałożycielka Centrum Psychoterapii i Psychodietetyki "Równowaga", prowadząca w programie kulinarno-dietetycznym w TVN Style "Rewolucja na talerzu"