Siedzę w holu paryskiego hotelu Royal Fromentin i napawam się kolorami minionych epok: szafy w barwach ciemnego miodu, brązowe belkowanie sufitu, wiśniowe obicia foteli. I zieleń: ścian, wykładzin, kwiatów i... trunku w mojej szklance. Opiewany przez poetów, uwieczniony na płótnach malarzy, wychwalany przez wszystkich, a w 1915 r. zakazany we Francji - dziś absynt (nazywany "zieloną wróżką") przeżywa triumfalny comeback . Wolny od wielu szkodliwych substancji piołunu (Artemisia absinthium ) nie straszy już neurotoksynami. Pierwsza piołunówka powstała w szwajcarskim kantonie Neuchâtel w 1798 r. w rezultacie pasji pewnej starszej pani. Wieśniaczka mieszkała u podnóża krasowego pasma Jury i na jej stokach zbierała dzikie zioła. Po wysuszeniu robiła mieszanki i sporządzała nalewki - jedna okazała się niezwykle oryginalnym trunkiem. Kilka lat później niejaki Pernod przywiózł pomysł do Francji, gdzie ok. 1805 r. powstała pierwsza destylarnia absyntu. Kiedy pojawiła się wieść o rzekomych bakteriobójczych właściwościach trunku (podobno chronił przed dyzenterią podbijających Algierię żołnierzy francuskich), absynt stał się modny wśród burżuazji i artystów. Początkowo był droższy od wina, ale staniał i ok. 1860 r. stał się jeszcze bardziej popularny, także wśród robotników. Tani, bardzo często podrabiany alkohol, nazywany teraz "nikczemną wróżką", obwiniany był o wszystkie nieszczęścia ludzkości. Wyjęty spod prawa, czekał prawie cały wiek, by odrodzić się w nowej chwale.
Hotel, w którym popijam absynt, leży na styku paryskich dzielnic: Montmartru, wielkich bulwarów i opery, pełnych ducha belle époque, głównie za sprawą barwnego życia kilku pokoleń bohemy.
Sącząc magiczny napój, wspominam wczorajszy spacer uliczkami słynnych quartiers . Zajrzałem na St Georges, gdzie pod nr 35 do 1875 r. mieszkał Renoir, robiąc stamtąd częste wypady do swoich kolegów Edgara Degasa i Guy de Maupassanta. Chwilę zatrzymałem się na Square La Bruyere, którędy biegał Delacroix, spiesząc na lekcje rysunku do syna przyjaciółki Szopena George Sand. W rożnych okresach przechadzali się tędy: Utrillo, Talma, bracia Goncourt, Apollinaire ...
Wśród tysięcy zapachów biesiadującego Paryża wyraźnie dało się wyodrębnić aromat anyżku, który podobnie jak kilkanaście dziesiątków lat temu wypełniał zaułki, skwery i bulwary. Wypływając z otwartych okien barów, kawiarenek i restauracyjek, gdzie absynt powszechnie serwowano, wabił do miejsc beztroskiej zabawy coraz to nowe zastępy rewelersów.
W tamtych czasach westybul mojego hotelu rozbrzmiewał gwarem kabaretu "Don Juan", przyciągając artystyczną cyganerię Dzielnicy Łacińskiej (jedną z szaf zdobi gwiazda i serce - herb Don Juana). To tu m.in. rodził się towarzyski rytuał spożywania absyntu. Ten mocny i gorzki destylat wymagał dosładzania. A że cukier nie rozpuszcza się w 70-procentowym alkoholu, wymyślono sprytny instrument - wysoką szklanicę w części napełnioną zielonym trunkiem stawiano pod kranikiem pojemnika z zimną wodą. Na szklance leżała ażurowa łyżeczka z kostką cukru, a krople wody z kranika rozpuszczały cukier, słodząc piołunowy drink. Szklanki, pojemniki na wodę i łyżeczki stały się wkrótce przedmiotami chodliwymi, obiektami dekoratorskich eksperymentów, a nawet małymi dziełami sztuki. Dziś niektóre z nich zdobią muzea poświęcone impresjonistom, sztuce użytkowej i kulinarnej. Stanowią pokaźną część zbiorów najbardziej znanego muzeum absyntu, które założył Marie-Claude Delahaye, znawca tematu i autor wielu rozpraw poświęconych "zielonej wróżce" (Musee de l'Absinthe, 44 rue Calle 95430 Auvers-sur-Oise, tel.(+33 01) 30 36 83 26 ).
Rzeczą indywidualnego gustu jest to, czym będziemy zakąszać sławetny napitek. Warto być przygotowanym, bo i w naszym kraju rośnie jego popularność. Jeden z polskich zakładów spirytusowych od lat produkuje wyśmienitą piołunówkę. Jest też rodzimy likier apsinthion de luxe, kilka gatunków absyntu z Hiszpanii, Austrii, Niemiec, Włoch i Szwajcarii, kilkanaście z Francji oraz piołunowo-anyżowy destylat z Czech.
Walory smakowe trunku pomogła mi docenić podawana w paryskim hotelu zapiekanka z bryndzą.