Dzieje się tak dlatego, że oprócz trzech czwartych litra alkoholu, który mieści standardowa butelka, wtłoczone jest tam jeszcze dodatkowo 5 litrów dwutlenku węgla.
O ile napełnialiśmy kieliszek zgodnie z zaleceniami naukowców, mamy w nim materiał na blisko dwa miliony bąbelków. Żeby zbyt szybko się nie ulotniły, szampana nalewamy do wysokich i wąskich szklaneczek, tak by powierzchnia, którą styka się z powietrzem i przez którą ucieka gaz, była jak najmniejsza. Nie bez znaczenia jest również sam sposób rozlewania.
Najnowsza procedura opracowana tego lata przez zespół specjalistów z uniwersytetu w Reims zakłada, że trunek ten należy wlewać po skosie, by delikatnie spływał po ściankach naczynia. W żadnym wypadku nie pionowo w dół, jak zwykli robić to ci, którzy chcą osiągnąć efekt maksymalnego spienienia. I jeszcze jedno - kieliszek nie może być przesadnie czysty. W przeciwnym razie zabraknie w nim tzw. ośrodków kondensacji i mimo że dwutlenku węgla jest pod dostatkiem, nie urosną w ogóle żadne pęcherzyki. Dlatego lepiej nie myć szampanówek w zmywarce, lecz wypłukać je pod kranem i przetrzeć papierowym lub bawełnianym ręcznikiem, żeby na ściankach osiadły mikrowłókienka celulozy - one są znakomitym bąbelkotwórczym zanieczyszczeniem.
Skąd ta troska o bąbelki? Nie chodzi tylko o to, że wesoło buzują, nadają lekkości drinkom i miło pieszczą nasze kubeczki smakowe. Rzecz w tym, że oprócz dwutlenku węgla zawierają skoncentrowane zapachy owoców, drożdży, szafranu. Wydostając się na powierzchnię, pękają i uwalniają aromatyczną mgiełkę, która unosi się wprost do nosa pijącego i decyduje o wrażeniach.
Oczywiście, szampan najlepiej smakować na Księżycu - przy sześciokrotnie zmniejszonej grawitacji bąbelki urosną tam trzykrotnie większe. Jeszcze lepiej sprawa się ma na szczycie Mount Everestu - niskie ciśnienie sprawi, że objętość pojedynczego pęcherzyka gazu powiększy się tam aż czterokrotnie.
Ale zejdźmy na Ziemię. Czas na toast: "Na zdrowie!". I rzeczywiście: polifenole zawarte w szlachetnym trunku poprawiają stan naszych naczyń krwionośnych - zwiększają dostępność tlenku azotu, który zmniejsza ciśnienie krwi, poprawia krążenie i przeciwdziała tworzeniu się zakrzepów. Lampka szampana dostarcza nam też witamin z grupy B i C.
A co z niedopitymi resztkami? Ludowa mądrość głosi, że aby je uchronić od zwietrzenia, trzeba wsunąć do butelki srebrną łyżeczkę. Niestety, eksperymenty naukowców dowodzą, że z łyżeczką czy bez bąbelki uciekają z butelki trunku w tym samym tempie. Nic dziwnego - dwutlenek węgla jest cięższy od powietrza, więc już kilka minut po otwarciu flaszki sam otula powierzchnię cieczy ochronną kołderką, nie potrzeba mu żadnych dodatkowych zabezpieczeń w postaci magicznej łyżeczki czy innych zaślepek.
Chociaż, jak wynika z badań profesora Richarda Zare z Uniwersytetu Stanforda, łyżeczka też odgrywa pożyteczną rolę. Jaką? Otóż tak długo, jak pozostaje w szyjce butelki, nie sposób tej zatkać korkiem. A musujący trunek, który powtórnie zakorkujemy, traci na jakości bardziej niż stojący w otwartej butelce.
Dlaczego? Tego Zare nie wyjaśnia. Prawdopodobnie też nigdy nie wyjaśni, bowiem na przeszkodzie jego dociekań stanęły efekty kwantowe. Po pewnym czasie - pisze uczony - a dokładnie po zdegustowaniu dziesięciu butelek, zauważyliśmy pewnego rodzaju zmęczenie instrumentów pomiarowych, których czułość, a także zdolność do zapisywania wyników znacząco spadła. Z pewnością każdy słyszał, że zgodnie ze współczesną teorią kwantów obserwator wywiera wpływ na obserwowany obiekt. Profesor Richard Zare wyraża głębokie przekonanie, że miał do czynienia z "odwrotnym efektem Heisenberga", w którym to obiekt obserwowany wpłynął na obserwatora. Czego i państwu noworocznie życzę.
*Irena Cieślińska, pracuje w Centrum Nauki "Kopernik" w Warszawie. Niepoprawna miłośniczka węglowodanów złożonych. Pasja degustatorska zmusza ją poszukiwania coraz to nowych diet. Ostatnio biega, by móc jeść do woli, a nawet więcej.