Nic tak zimą nie syci, jak beskidzkie smakołyki

Wiele tradycyjnych, beskidzkich potraw to tłuste i ciężkie dania. Mało komu smakują w czasie upałów. Jednak zimą, po całym dniu spędzonym na stoku na nartach czy snowboardzie, będą smakować nawet największym niejadkom.

Wiecie, co jest ulubioną potrawą Adama Małysza? Wcale nie bułka z bananami, o której swojego czasu było tak głośno, ale kaczka. Zwykła, pieczona kaczka. Bardzo proste, niewyszukane danie. Właśnie prostota jest jednym z atutów beskidzkiej kuchni. Życie w górach jest ciężkie, tutaj od świtu do nocy ludzie mają pełne ręce roboty. Beskidzkie gospodynie nie miały i nie mają czasu na przygotowywanie wyszukanych, pracochłonnych potraw.

A wiecie, dlaczego tradycyjne krepliki (tak w Beskidach mówi się na pączki) nadziewane są powidłami ze śliwek, a nie np. bardziej "eleganckimi" konfiturami z róży? Odpowiedź też jest prosta. W bardzo trudnych, górskich warunkach ciężko cokolwiek wyhodować, a śliwki jeszcze stosunkowo nieźle się tutaj udają. Z tych samych powodów tak bardzo popularne w beskidzkiej kuchni są dwa niewyszukane warzywa: kapusta i ziemniaki.

"Gdy widzę kwaśnice, to kwice, a oczy mi świcom jak znicze" - tak słynni bracia Golcowie śpiewają o beskidzkiej kwaśnicy. Rozsławiona przez Golców kwaśnica jest jednym z symboli beskidzkiej kuchni i można ją zamówić w każdej tutejszej karczmie. Górale uważają, że kwaśnica przygotowana na specjalnie peklowanym mięsie ma się do kapuśniaka serwowanego w innych częściach Polski tak, jak mercedes do malucha. W dodatku, to zupa z tradycjami, z dokumentów zachowanych w miejscowych muzeach wynika, że kwaśnicę warzono tutaj już w XIV wieku!

Każda karczma ma własny, pilnie strzeżony przepis. W wielu lokalach zupa ta serwowana jest ze świńskim ryjem. Trzeba brać to pod uwagę składając zamówienie, bo dostaje się zupę, w której naprawdę pływa kawałek świńskiej głowy z uchem. Przypominam: to góry, tutaj nie można marnować jedzenia. Wszystko, co zostaje po zabijaczce, czyli po świniobiciu, trzeba zużyć. Choć pewno wielu osobom trudno będzie w to uwierzyć, to np. wieprzowego smalcu górale używają nawet do deserów. To nie żart - to właśnie na smalcu, a nie na oleju, smaży się np. beskidzkie krepliki. Kto świńskiego ucha w zupie nie jest w stanie zdzierżyć, niech lepiej zamawia kwaśnicę na wieprzowych żeberkach, Smakuje równie wybornie, jak ta na ryju.

Równie popularne jak kapusta są w beskidzkiej kuchni ziemniaki. Górale potrafią wyczarować z nich prawdziwe, kulinarne cuda. Wybornie smakują np. tutejsze placki ziemniaczane które zamiast smażyć, piecze się na blasze i polewa stopionymi skwarkami albo smaruje zrobioną w domu bryndzą. Warto też spróbować kubusia, to rodzaj ziemniaczanego ciasta podawanego na wiele różnych sposobów. To ciasto uniwersalne: równie dobre jest polane stopionymi skwarkami, jak posypane cukrem.

Przez lata popularnym mięsem w beskidzkiej kuchni była serwowana na wiele różnych sposób baranina. Potem jednak stada owiec zaczęły znikać z hal, wydawało się, że nastał koniec tradycyjnego wypasu w Beskidach. Górale mówią, że baraninie bardzo zaszkodziły czasy PRL-u, gdy do sklepów trafiało najczęściej stare, cuchnące łojem mięso. Taka obiegowa opinia, że baranina śmierdzi i jest wstrętna w smaku, pokutuje zresztą do dziś. Niesprawiedliwa opinia, bo nie smaczniejszego i zdrowszego mięsa, niż dobrze przyrządzona jagnięcina czy baranina. Zimą w góralskich domach podaje się np. barani rosół z dodatkiem czosnku. Górale mówią, że oprócz miodonki robionej z wody, spirytusu i miodu nic tak dobrze nie rozgrzewa, jak taka zupa.

- A oscypki? - pewno wielu smakoszy chciałoby wiedzieć, czy zimą można spróbować w Beskidach słynnych, wędzonych serów robionych z owczego mleka. Dla smakoszy oscypków mamy niestety złą wiadomość: zimą owcze sery są niedostępne. Od końca stycznia w owczarniach, do których stada owiec trafiają na zimę, zaczynają przychodzić na świat jagnięta. Owcze mleko staje się niedostępne. Prawdziwe oscypki pojawią się dopiero po wiosennym redyku, kiedy to stada znowu zostaną wypędzone zostaną na hale.

Więcej o: