Gotowanie w filmach

Bardzo lubię, gdy na ekranie gotują lub jedzą ludzie źli. Jest coś perwersyjnego, a jednocześnie pociągającego w połączeniu zła z doskonałym przepisem

O tym, że włoscy mafiosi oprócz mordowania i grabienia uwielbiają właśnie gotowanie, wiedzieliśmy już od czasów "Ojca chrzestnego" Francisa Forda Coppoli. W tym filmie nie tylko gotują wielki garnek makaronu, szykując się na wojnę z wrogim klanem, ale także pada tam sławne zdanie będące mottem wielbicieli słodkości na całym świecie:

Zostaw pistolet, zabierz cannoli

W filmie mafioso odzywał się tak do swego człowieka, który chwilę wcześniej zastrzelił zdrajcę i zamiast zabrać z miejsca wykonania wyroku śliczne, przewiązane kokardką pudełko z ciasteczkami, chciał zabrać narzędzie zbrodni.

Cannolo (cannoli to liczba mnoga) to będąca niemal symbolem kuchni sycylijskiej rurka ze słodkim kremem wykonanym najczęściej z sera ricotta i z succade, czyli bardzo słodkiej masy z owoców.

Oglądając hollywoodzką wersję mafii, zawsze miałem wrażenie, że opowieści o tajemnych ceremoniach składania przysięgi na wierność bossowi i całowanie go w pierścień to bzdura. Tak naprawdę kandydaci musieli ugotować coś dobrego i jeśli ojcu chrzestnemu smakowało, zostawali członkiem rodziny. Oglądając "Rodzinę Soprano" zaś, wierzę, że umiejętność przyrządzenia dobrego steku była dla Tony'ego ważniejsza niż sprawność podrzynania gardeł.

A najlepsze klopsiki w sosie pomidorowym to z pewnością te przygotowane przez mafiosów w słynnej więziennej scenie w "Chłopcach z ferajny" Martina Scorsesego. Po wielkim sukcesie filmu reżyser poprosił mamę (która notabene w filmie zagrała matkę Joe Pesciego), by zdradziła sekret swoich klopsików. Jeśli obejrzycie uważnie scenę więzienną w "Chłopcach ", a także scenę z końca filmu, gdy główny bohater gotuje potrawę, jednocześnie wypatrując helikopterów FBI, poznacie część sekretów kuchni Catherine Scorsese. Reszta - w książce jej współautorstwa "Italianamerican: The Scorsese Family Cookbook" .

Zemsta na zimno

Najsmakowitsze jedzenie w filmie gangsterskim widziałem jednak nie u Coppoli czy Scorsesego, ale w mało znanym, dostępnym w Polsce głównie w koszach w supermarketach filmie "Zemsta na zimno" (ang. "Dinner Rush"), znanym też pod tytułem "Danie dnia", Boba Giraldiego. Każdy smakosz powinien mieć ten film w domowej bibliotece.

Danny Aiello (Tony Rosato z "Ojca chrzestnego 2") gra w nim właściciela malutkiej włoskiej restauracji w Nowym Jorku. Jego przyjaciel i partner biznesowy został zabity przez lokalnych bandziorów, którym był winien pieniądze. Syn właściciela też jest im winien sporo gotówki. Aiello organizuje w restauracji specjalny wieczór, gromadząc na miejscu wszystkich sprawców swych nieszczęść.

"Zemsta na zimo" to doskonały kryminał, ale ja, wiele razy obejrzawszy ten film, myślę, że głównym bohaterem jest tu jedzenie. Spora część akcji toczy się w restauracyjnej kuchni, gdzie kucharze, właściciel i goście co chwila prowadzą bardzo poważne dyskusje o wyższości jednego makaronu nad drugim, a na stoły wjeżdżają potrawy przyprawiające mnie o ssanie w żołądku.

Główną osią konfliktu w "Zemście na zimno" nie jest jednak zemsta na wrednych bandytach, lecz zmiana pokoleniowa w kuchni. Właściciel restauracji jest zwolennikiem kuchni zdecydowanie tradycyjnej. Jego syn, szef kuchni, uważa, że ludzie nie chcą już jeść ciężko i niezdrowo, a włoską kuchnię trzeba odmłodzić na potrzeby nowych klientów, świadomych liczby kalorii i zawartości tłuszczu w potrawach.

Szczur też gotuje

Kucharze są wdzięcznym tematem dla filmowców. Jednym z najlepiej znanych polskim kinomanom jest zapewne Tajwańczyk Chu z "Jedz i pij, kobieto i mężczyzno" genialnego Anga Lee. Wdowiec Chu nie potrafi rozmawiać ze swymi dziećmi, więc swą miłość wyraża, gotując im niedzielne obiady. Mój towarzysz wybiegł z kina w połowie filmu, mówiąc, że już nie wytrzyma i musi natychmiast zjeść coś chińskiego. Pod Waszyngtonem przez lata działała mała chińska restauracja, o której mówiono, że przygotowują tam wieprzowinę w identyczny sposób jak Chu z filmu Anga Lee. Wieprzowinę trzeba było tam zamawiać z kilkugodzinnym wyprzedzeniem.

Innym sławnym kucharzem filmowym jest szczur. Mam oczywiście na myśli Remy'ego z filmu animowanego "Ratatuj". Tytułowe danie to popularna na południu Francji, zwłaszcza w Nicei, potrawa z gotowanych warzyw, głównie z cebuli, czosnku, kabaczków i papryki. Trzeba przyznać, że nikt nigdy nie był w stanie w filmie animowanym pokazać jedzenia tak apetycznie.

Mam nadzieję, że najlepiej znanym rysunkowym kucharzem nie tylko dla mojego pokolenia był i pozostanie Bartolini Bartłomiej herbu Zielona Pietruszka z "Wyprawy profesora Gąbki". A propos - jest to jedyny znany mi film rysunkowy dla dzieci, którego bohaterowie piją z dużym ukontentowaniem wysokoprocentowy alkohol.

Sławnym kucharzem jest Louis de Funes w "Skrzydełku czy nóżce". Grany przez niego Charles Duchemin jest wręcz królem francuskiej kuchni, który jeździ incognito po restauracjach i ocenia je. Jego głównym wrogiem jest twórca sieci restauracji fast food, tak znienawidzonych przez Francuzów po dziś dzień.

Zgodnie z seksistowską (ale dość powszechnie uznawaną) zasadą, że tylko mężczyźni mogą być dobrymi kucharzami, jedynie dwie kobiety dosłużyły się w kinie miana wielkich kucharek. Jedna z nich istniała naprawdę.

Uczty Julii i Babette

Twórczyni najsławniejszej amerykańskiej książki kucharskiej Julie Child doczekała się dwa lata temu filmu biograficznego "Julie & Julia". W rolę sławnej kucharki wcieliła się tu Meryl Streep. Sceny kulinarne z jej udziałem, podobnie jak program telewizyjny prawdziwej Child, są naprawdę wyśmienite. Nadziewanie kaczki dzięki Streep i Child stało się dla mnie nagle aktem sztuki, niemal jak rzeźbienie.

Druga kucharka za swe dzieło otrzymała Oscara. Chodzi oczywiście o Babette, francuską kucharkę zatrudnioną przez dwie duńskie siostry w "Uczcie Babette". Francuzka odwzajemnia się paniom za przygarnięcie jej, organizując dla niewielkiej wioski wielką, wystawną ucztę. Gospodynie nie wiedzą bowiem, że ich gosposia jest zbiegłą z Paryża sławną szefową kuchni w jednej z najlepszych tamtejszych restauracji.

Ta jedna z najpiękniejszych uczt pokazanych kiedykolwiek na dużym ekranie to: zupa żółwiowa, bliny gryczane z kawiorem, przepiórki w cieście francuskim z foie gras w sosie truflowym, sałatka z cykorii z orzechami i winegretem oraz zestaw serów i owoców. Na deser zdumionym gościom Babette podaje zaś ciasto biszkoptowe nasączone rumem z posypanymi cukrem suszonymi owocami. W internecie jest wiele stron stworzonych przez osoby, które próbują przygotować własną wersję uczty Babette.

Ten mały duński film wynosi elegancko przygotowane i podane dania do rangi symbolu jednoczącego ludzi, wywołującego u nich odruch pojednania i przebaczania, wręcz mistycznego. To niemal hołd złożony kucharzom jako ludziom, dzięki którym świat staje się lepszy.

Le Big Mac i kanapki z peklowaną wołowiną

Po drugiej stronie tego świata jest oczywiście Monty Python. Już bicie się rybami po twarzy było wyrazem pogardy dla jakże tradycyjnej potrawy, ale co powiedzieć o kultowej scenie z "Sensu życia"? Stały klient restauracji pochłania tam tony jedzenia, zwracając je natychmiast do usłużnie podstawionego kubełka. Gdy na koniec kelner podaje mu mały miętowy opłatek, klient eksploduje.

Tu jedzenie jest więc symbolem ludzkiej zachłanności. A le Big Mac? Le Big Mac ze sławnej sceny z "Pulp Fiction" jest symbolem amerykańskiej ignorancji na temat innych krajów i francuskiej bufonady. Ale jedzenie może być też nader poważnym symbolem ludzkiego strachu, wściekłości i osamotnienia - jak w sławnej scenie z koreańskiego "Oldboya", gdy mężczyzna niespodziewanie uwolniony po 15-letnim porwaniu przez nieznanych sprawców zjada w restauracji żywą ośmiornicę (aktor Choi Min-sik zjadł cztery żywe ośmiornice podczas kręcenia tej sceny, ale za każdą odmówił buddyjską modlitwę).

A jedzenie w polskim kinie? Zawsze uwielbiałem sceny uczt w "Krzyżakach", prosiaki oraz kurczaki na stołach i u Jagiełły, i u rycerzy z czarnym krzyżem na plecach wyglądają olśniewająco.

Makowiec do końca życia będzie mi się już kojarzył z legendarną sceną zacieśniania osobistych kontaktów między Grażyną Szapołowską i Bogusławem Lindą w doskonałym "Magnacie". Dziś ta scena może już nie robi takiego wrażenia, ale w latach 80. ubiegłego wieku to było naprawdę coś bardzo mocnego.

Zasadniczo jedzenie w polskim filmie było i jest nadal traktowane po macoszemu, i to mimo wielkich sukcesów wszelkich telewizyjnych programów kulinarnych. Symbolem tej biedy pozostają zapewne jeszcze długo ziemniaki purée z dżemem (bo nie ma ze smalcem) z "Misia".

Seks i jedzenie to dwie czynności, w których tak otwarcie i szczerze wyrażamy nasze emocje. Nic więc dziwnego, że i jedno, i drugie tak bardzo pociąga twórców filmów. Na koniec więc zostawiłem dowód na to, że naj, naj, najlepiej w filmach sprzedaje się połączenie doskonałego jedzenia z seksem. Myślę oczywiście o scenie z "Kiedy Harry spotkał Sally", gdy Billy Cristal przekonuje Meg Ryan, że potrafi u swych kobiet odróżnić orgazm prawdziwy od udawanego. Ryan demonstruje mu więc udawany orgazm - jedząc przy tym kanapki z peklowaną wołowiną w sławnych Delikatesach Katza na Manhattanie. Mniam, mniam.

Więcej o: