Jesienią 1994 r. 66-letnia Jennifer Paterson zwierzyła się znajomemu sklepikarzowi: - Nie uwierzysz, co wymyślili w BBC - chcą, żebym jeździła wielkim motorem z drugą grubaską w koszu. Przecież w życiu tego nie pokażą. Myliła się. Nie tylko pokazali 24 odcinki kulinarnego programu z nią i o prawie dwie dekady młodszą Clarissą Dickson Wright, ale "Two Fat Ladies" (w wersji polskiej niepotrzebnie ugrzecznione "Dwie puszyste damy") stały się światowym przebojem. U szczytu popularności program oglądało 70 mln ludzi na całym świecie.
Bezwstydnie korpulentne i pewne siebie ekscentryczki uwiodły widzów swoim swobodnym, żartobliwym zachowaniem i tłustym jedzeniem, jakie wcześniej gotowały w domach. Kalorie i cholesterol miały w poważaniu.
Każdy odcinek "Two Fat Ladies" zaczynał się od ujęcia Paterson za kierownicą motocykla, z Dickson Wright wciśniętą do przyczepionego z boku kosza przemierzających okolice, w której miały coś ugotować. Były w szkole dla dziewcząt, na wrzosowisku nieopodal destylarni whisky, na dachu katedry Westminsterskiej, w parku safari. Wszędzie przygotowywały potrawy, do których dodawały słoninę, smalec, pełnotłuste mleko, śmietanę kremówkę czy masło. Bardzo dużo masła.
- Uwielbiam porządne tłuste jedzenie. To nonsens, żeby zastępować śmietanę jogurtem. Jogurt jest świetny na śniadanie albo do deseru, ale śmietany nie zastąpi. O nie! - mówiła Paterson.
Do gotowania dodawały też mnóstwo przypraw (czosnek!!!) i zabawnych anegdot z własnego życia. Potrafiły wpaść w zachwyt na widok kiełbasek z podrobów na wystawie lokalnego sklepu, namawiały do kupowania od farmerów lub na targach, okazywały pogardę supermarketom. I oczywiście całkowite niezrozumienie dla wegetarian. W odcinku zatytułowanym "Mięso" przygotowały klopsa owiniętego w plastry bekonu, gulasz jagnięcy, polędwicę wołową i smażonego kurczaka. Odcinek zazwyczaj kończył się widokiem Paterson palącej papierosa i popijającej coś mocniejszego.
Blondwłosa, prawie nieumalowana Dickson Wright była w tym duecie uważana za głos rozsądku. Ale i jej zdarzało się czasem nieco świntuszyć. Kiedyś tłumacząc, jak dobrze nasmarować masłem blachę do ciasta, zwróciła się do widzów: - Widzieliście "Ostatnie tango w Paryżu?" O coś takiego nam chodzi.
Obwieszona biżuterią brunetka Paterson wyrabiająca mielone mięso upierścienionymi palcami z długimi pomalowanymi na ognistą czerwień paznokciami (- Wracam do mieszania rękami, które oczywiście na początku były czyściutkie, jeśli któryś z widzów się tym przejmuje - mówiła) była tą bardziej ekscentryczną. Na polowaniu głośno śpiewała, a nad garnkami cytowała Szekspira. - Piekłam ziemniaki na polu bitwy pod Hastings - mawiała. I łamała zasady z niezwykłą nonszalancją. Publiczność się zakochała w dwóch grubych kobietach, które wśród żartów, anegdot i docinków gotowały znajome pyszności. Otyli Amerykanie witali "TFL" jako objaw zdrowego rozsądku, a może nawet kulinarnej kontrrewolucji. W Australii traktowano je jak królowe - na powitanie dostały tort w kształcie Opery w Sydney. Przekonali się do nich nawet Japończycy, którzy początkowo odbierali program jako horror.
Jennifer i Clarissa były grube, ale nigdy nie mówiły: "użyj chudego mleka" albo "weź połowę masła, będziesz zdrowszy".
Zanim producentka telewizyjna Pat Llewellyn (to ona dała szansę Jamiemu Oliverowi i wymyśliła tytuł jego pierwszego programu "Nagi szef", pracuje też z Gordonem Ramsayem) wymyśliła ich wspólny program, Jennifer Paterson i Clarissa Dickson Wright spotkały się tylko raz - podczas przyjęcia w Toskanii. Wiodły osobne, ale dziwnie podobne życia. Obie urodziły się w Londynie, ale w sporym odstępie czasu - 19 lat i w bardzo różnych rodzinach.
Jennifer Mary Paterson urodziła się w 1928 r. w rodzinie wojskowego. Pierwsze cztery lata życia mieszkała w Chinach, gdzie jej ojciec pracował dla chińskiej petrochemii. - Piłam wodę z Jangcy, nic nie jest w stanie mi zaszkodzić - mawiała później. Po powrocie do Anglii, już ośmioletnia, trafiła do szkoły z internatem prowadzonej przez zakonnice (skąd wyrzucono ją osiem lat później za niesubordynację). Wtedy skończyła się jej formalna edukacja. Ruszyła w świat - do Berlina, w którym tym razem stacjonował ojciec. Tuż po II wojnie światowej stolica Niemiec nie wydawała się właściwym miejscem dla dorastającej panienki, ale Jennifer świetnie się tu bawiła, brylując na przyjęciach. Otoczona przez mężczyzn chichotała, gdy tylko któryś klękał, by się jej oświadczyć. W końcu rodzice kazali jej się ustatkować i zacząć na siebie zarabiać. 20-latka bez wykształcenia i męża pojechała do Portugalii pracować jako niania.
Nieco wcześniej, w roku 1947, w rodzinie szanowanego chirurga, którego pacjentką była m.in. królowa Elżbieta (przyszła Królowa Matka) oraz pochodzącej z bardzo zamożnej rodziny Australijki, na świat przyszła Clarissa Theresa Philomena Aileen Mary Josephine Agnes Elsie Trilby Louise Esmerelda Dickson Wright. Mieszkała w dużym domu ze służbą i znała dobre jedzenie - kawior był na porządku dziennym, a gołębie na kolację przylatywały samolotami z Kairu. Gośćmi bywali Yehudi Menuhin czy Alexander Fleming. Ojciec za dnia był doskonałym, troskliwym lekarzem, który w domu, jak napisała w swojej autobiografii "Spilling the Beans", zmieniał się w potwora - alkoholika znęcającego się nad rodziną. Na szczęście Clarissę w wieku 11 lat wysłano do szkoły z internatem (też, jak w przypadku Jennifer, prowadzonej przez zakonnice). Tutaj poczuła się bezpiecznie. Postanowiła, że na złość ojcu zostanie prawnikiem, a nie lekarzem. Dzięki pracowitości i talentowi w wieku 21 lat Clarissa Dickson Wright została najmłodszą kobietą przyjętą do palestry.
Kiedy Clarissa dorastała, uczyła się i zmagała z domowym koszmarem, Jennifer Paterson nadal życie traktowała lekko. Pracowała jako opiekunka do dzieci w Portugalii, na Sycylii, w Wenecji. Wciąż była duszą towarzystwa. Odgrywała rolę klauna, uwielbiała bale przebierańców i amatorskie przedstawienia. W końcu wysłano ją do ciotki do Benghazi w Libii, by zajęła się kuchnią. To tam gotowanie stało się jej pasją. Z suku przynosiła rozmaite smakołyki i eksperymentowała. Raz przez pomyłkę przyrządziła bycze jądra. W latach 50. wróciła do Londynu, gdzie m.in. pracowała w "Ukrytej kamerze" i trochę grała. Podobno miała talent aktorski, ale nie znalazł się nikt, kto by pomógł jej w karierze. - Moje życie było pasmem błędów, ponieważ nie miałam żadnych kwalifikacji i brałam, co się nawinęło - wspominała.
Mając do zaoferowania jedynie pomoc w pracach domowych, szukała pracy z mieszkaniem. I tak przez następnych 30 lat. - W Londynie w latach 60. często nie miałam pieniędzy, a nawet dachu nad głową, ale nigdy nie brakowało mi kieliszka szampana i zaproszeń na przyjęcia - mówiła. Nigdzie długo nie zagrzewała miejsca. Zwykle, rezygnując z pracy, czymś rzucała i wychodziła.
Clarissa tymczasem przeżywała finał rodzinnego koszmaru. Jej ojciec postanowił rozwieść się z matką po 43 latach małżeństwa. Kiedy po kilku ciężkich tygodniach w końcu zaczął się pakować, pierwszy i ostatni raz w życiu go uderzyła - próbował zabrać rzeczy należące do matki. Wtedy widziała go po raz ostatni. Kilka następnych lat było bardzo szczęśliwych dla Clarissy. Kariera prawnicza rozwijała się doskonale, miała szansę na posadę sędziny, aż do 1975 r., kiedy ukochana matka zmarła na atak serca. Ojciec wtedy już nie żył. Clarissa poczuła, że nie ma po co żyć. W szklance whisky znalazła, jak jej się wtedy wydawało, odpowiedź na wszystkie swoje problemy. Początki jej pijackiej kariery były całkiem przyjemne. Zwłaszcza że odziedziczyła (jak na tamte czasy) fortunę - prawie trzy miliony funtów. Pracowicie ją trwoniła - pływała jachtami po Karaibach, czarterowała prywatne samoloty, żeby latać na wyścigi do Francji, spędzała tygodnie w najdroższych hotelach w Madrycie czy Paryżu.
W wieku 49 lat Jennifer wprowadziła się do mieszkania wuja Anthony'ego Bartletta, który był gentiluomo - ochroniarzem, asystentem i bliskim współpracownikiem arcybiskupa Westminsteru. Ponieważ nigdy wcześniej nie miała własnego domu, przyjechała z jedną walizką. - Nie wiodło jej się, ale nie użalała się nad sobą. Żyła skromnie, a całe oszczędności wydawała na papierosy i alkohol - wspominał wuj po jej śmierci. Była starą panną, ale nic sobie z tego nie robiła. Rano piła wódkę, wieczorem whisky, a paliła cały dzień bez przerwy. Lubiła być wśród ludzi, dlatego w 1977 r. zatrudniła się jako kucharka w redakcji londyńskiego "Spectatora". Została tam 15 lat. Do jej zadań należało m.in. przygotowywanie cotygodniowych przyjęć, na które redakcja zapraszała polityków, pisarzy, intelektualistów, a także księcia Karola. Zamiast siedzieć w kuchni, włączała się do dyskusji, nikt nie był w stanie jej tego zabronić. Kilka razy ją zwalniano z pracy, ale następnego dnia wracała jakby nigdy nic. Ostatecznie zwolniono ją, gdy wyrzuciła przez okno kuchni na poddaszu brudne kubki, które dziennikarze i redaktorzy zostawili na blacie. Wróciła po tygodniu jako... redaktorka działu kulinarnego.
Kiedy życie Jennifer wychodziło na prostą, Clarissa coraz bardziej się pogrążała. W 1979 r. prowadziła klub w Londynie. Tutaj poznała o 14 lat starszego Clive'a, też alkoholika. - To była największa miłość mojego życia. Mieliśmy tyle wspólnych zainteresowań: wyścigi, hazard, jazz i, oczywiście, picie - wspomina. Spędzili razem trzy lata - do nagłej śmierci 40-letniego Clive'a. - Picie zajmowało mi po tym już cały czas. Na dodatek znalazłam nowe uzależnienie: seks - mówi. Clarissa jak Jennifer pochodziła z katolickiej rodziny i odebrała religijne wychowanie. Ale o ile u Jennifer związki pozamałżeńskie nie wchodziły w rachubę, Clarissa była dzieckiem lat 60. i szukała przygód na jedną noc. Raz ponoć uprawiała seks z deputowanym do Izby Gmin za fotelem spikera w Parlamencie.
W 1983 r. była już bezdomna - mieszkała kątem u przyjaciół, pożyczała pieniądze, sypiała w dworcowych poczekalniach. Tam znalazła ogłoszenie rodziny poszukującej gospodyni. Pracowała u różnych ludzi, w końcu zatrzymano ją za prowadzenie samochodu po pijanemu. Była na dnie. - Kiedy teraz na to patrzę, mam wrażenie, że nie tyle ja postanowiłam rzucić picie, ile zostało to zdecydowane za mnie - mówi. W 1987 r. znalazła się w ośrodku leczenia uzależnień w Kent. Wyszła czysta. Od tego czasu nie napiła się już alkoholu.
Kiedy Clarissa nie trzeźwiała, Jennifer pisała swój pierwszy tekst dla "Spectatora". Ukazał się w numerze z 15 września 1984 r. Podała w nim przepis na pieczonego jeża - klops mięsny, który oczywiście nie zawierał w sobie ani grama jeżowego mięsa. Jej kolumna stała się popularna - pisała wyraziście, emocjonalnie, nadużywała wykrzykników. Ale nie przywiązywała wagi do szczegółów - "jeśli dasz wszystkie składniki, potrawa musi się udać" czy przepis na ciasto orzechowe, w którego składnikach zabrakło orzechów, to dwa najbardziej charakterystyczne przykłady jej stylu. W 1990 r. wydała książkę "Feast Days", na okładce której był rysunek z nią na skuterze z bagażnikiem pełnym smakołyków. Ekscentryczna kucharka na motorze stała się sławna.
Clarissa tymczasem rozpaczliwie próbowała pozostać trzeźwa. Kilka miesięcy po wyjściu z ośrodka dostała szansę na nowe życie - zaproponowano jej prowadzenie sklepu i kawiarni Books for Cooks w samym sercu londyńskiej dzielnicy Notting Hill. Tutaj odkryła, że gotowanie to jej prawdziwe powołanie. W sklepie spotykali się ludzie gotujący i piszący o jedzeniu, m.in. Delia Smith. Przez siedem lat życie Clarissy było proste - robiła to, co lubiła, przyzwoicie zarabiała i budowała reputację osoby znającej się na gotowaniu. - Kiedy wychodzisz z nałogu, łatwo popaść w inny. Moim stała się praca - mówi. W końcu jednak właścicielka Books for Cooks postanowiła sprzedać interes. Clarissa nie miała pieniędzy, by go kupić, znów więc została bez zajęcia. Przyjaciele znaleźli dla niej podobne miejsce w Edynburgu. Sklep Cooks Book nie przynosił dużego dochodu. Ale pewnego dnia zadzwonił telefon. - Znasz Jennifer Paterson? - spytała producentka telewizyjna Pat Llewellyn, znajoma Clarissy. Tak się narodziły "Two Fat Ladies". - Jennifer i ja miałyśmy wiele wspólnego - obie katoliczki, obie mające szkockie korzenie, obie podróżniczki i obie alkoholiczki. Choć o tym ostatnim właściwie nie rozmawiałyśmy. Jennifer nie zamierzała przestać pić, ale mnie bardzo wspierała - wspomina Clarissa.
Kiedy podczas lunchu w Londynie Pat Llewellyn wyjaśniła, jaki ma pomysł na program, Jennifer i Clarissa się roześmiały. Wizja dwóch grubasek przemierzających na motorze Wielką Brytanię i gotujących w rozmaitych miejscach swoje ulubione - tłuste, kaloryczne, kapiące od cholesterolu - potrawy wydała im się zbyt szalona jak na współczesną telewizję. Zgodziły się jednak przygotować pilota. Pierwszy dzień zdjęć o mało nie stał się ostatnim. Choć Jennifer od 35 lat jeździła motorem, po raz pierwszy w życiu miała prowadzić wielki stary wojskowy motocykl z koszem, do którego wcisnęła się Clarissa. W ostatniej chwili udało jej się uniknąć zderzenia z ceglanym murem. Zniszczyła tylko trochę telewizyjnego sprzętu i napędziła stracha pasażerce. Pilot bardzo przypadł do gustu BBC, która zamówiła dwa sezony po sześć odcinków. Potem kolejne dwa. Dwie grube Brytyjki zostały gwiazdami, bo gotowały na przekór panującemu terrorowi liczenia kalorii i każdej kropli tłuszczu. Oczywiście troszczyły się, żeby nikogo nie rozbolał brzuch, ale reszta była nieważna. Czasami jednak nieco zbyt nonszalancko podchodziły do przepisów. W 1998 r. dziennikarka "New York Timesa" Suzanne Hamlin postanowiła ugotować kilka potraw według przepisów z wydanej właśnie książki "Cooking With the Two Fat Ladies". Niestety, żaden z sześciu przepisów, jakie wypróbowała, nie zaowocował oczekiwaną potrawą.
W połowie kręcenia czwartej serii "Two Fat Ladies" w czerwcu 1999 roku Jennifer źle się poczuła. W szpitalu stwierdzono zaawansowanego raka płuc. Kiedy lekarze spytali, czy mogą coś dla niej zrobić, poprosiła o... papierosa. Kiedy wieść o chorobie Jennifer stała się publiczna, jeden z najwierniejszych fanów programu wysłał jej do szpitala nieco organicznego jedzenia - domową zupę pomidorową i lody waniliowe. Tym fanem był książę Karol. Kiedy Clarissa wybierała się w odwiedziny do koleżanki, kupiła puszkę kawioru, bo Jennifer wolała jedzenie od kwiatów. Niestety, nie zdążyła jej zanieść. Jennifer Paterson zmarła 10 sierpnia 1999 r. Na jej pogrzeb przyszły tłumy. Przed trumną niesiono jej ulubiony motocyklowy kask. A Clarissa po powrocie z uroczystości zjadła kawior jako rodzaj hołdu dla Jennifer. Czwarta, składająca się z zaledwie czterech odcinków seria programu została wyemitowana jesienią. Jennifer mówiła przyjaciołom, że "Two Fat Ladies" to był najszczęśliwszy czas w jej życiu.
Po śmierci Jennifer Clarissa nie chciała szukała zastępstwa. - Nie byłyśmy przyjaciółkami w potocznym rozumieniu tego słowa. Byłyśmy współpracowniczkami, przeżyłyśmy niezwykłe przygody i wiele się razem śmiałyśmy. Odniosłyśmy ogromny sukces. Nikt nie śmiał się z nas, nie poniżał. Ludzie śmiali się z nami i to było wielkie osiągnięcie dwóch grubasek - mówi.
Nie zrezygnowała jednak z kariery telewizyjnej. Przez trzy lata prowadziła program "Clarissa And The Countryman" ze swoim przyjacielem z dzieciństwa szkockim farmerem sir Johnem Scottem. W 2004 r. przygotowała dla BBC program, w którym gotowała potrawy według przepisów pochodzących z czasów króla Ryszarda II (czyli lat 1367 - 1400).
W ostatnich latach głośno było o niej za sprawą dwóch wydarzeń - opublikowania biografii "Spillig the Beans", w której opowiedziała o ojcu i pewnym polowaniu z nagonką, które okazało się nielegalne. Po pierwszym wydarzeniu w prasie pojawiły się wypowiedzi jej starszej o 20 lat siostry Heather Stretton, która zaprzeczała oskarżeniom Clarissy wobec ojca. Twierdziła, że Clarissa zawsze lubiła robić wokół siebie wiele szumu, i żądała, by przestała szargać pamięć rodzica. Biorąc jednak pod uwagę, że kiedy Clarissa była bita przez ojca, Heather już od lat nie mieszkała w rodzinnym domu, jej sprzeciw nie był wiarygodny. Co do polowania z nagonką, zakazano go w 2004 roku. Oskarżona o to, że wzięła udział w takim wydarzeniu w marcu 2007 r., po dwóch i pół roku procesu Clarissa przyznała się do winy. Nie została ukarana. - W obronie prawa do polowań pójdę do więzienia - deklaruje do dziś. I nie zraża jej to, że wciąż dostaje listy z pogróżkami od ludzi sprzeciwiających się polowaniu. Jest ich zresztą mniej, odkąd oświadczyła, że zorganizuje wystawę takiej korespondencji, a dochód przeznaczy na polowanie.
Jest jedną z dwóch kobiet w Wielkiej Brytanii, którą przyjęto do cechu rzeźników. I zupełnie jej nie obchodzi, co inni o niej myślą.
*Gdyby wiedziały, jak pretensjonalnie nazwano ich program po polsku, Dwie Grube Damy pewnie by się rozgniewały. - Jak jesteś gruba, to jesteś gruba - mówi Clarissa Dickson Wright. - Nienawidzę tej współczesnej poprawności politycznej, która nie pozwala nazywać rzeczy po imieniu.
Pisząc tekst, korzystałam m.in. z filmu "Puszysta dama - życie w dużym wymiarze"